- Ukraińscy wolontariusze, którzy pomagali w ewakuacji mieszkańców oblężonego Mariupola, są przetrzymywani przez wojska rosyjskie w obozie filtracyjnym pod Wołnowachą; znajduje się tam ponad 20 takich osób - poinformował w czwartek na Telegramie doradca mera miasta Petro Andriuszczenko.
Wolontariusze w obozie filtracyjnym
- Obóz powstał na terenie dawnego zakładu karnego. "Przebywają tam "podejrzane" osoby, które oczekują na wydanie wyroku lub "filtrację" (szczegółową kontrolę pod kątem ewentualnych związków z ukraińską armią i strukturami siłowymi) - napisał polityk.
Jak dodał Andriuszczenko, prawie wszyscy wolontariusze uwięzieni pod Wołnowachą otrzymali wcześniej zaświadczenia z Czerwonego Krzyża Ukrainy. - Teraz jest już jasne, dlaczego tzw. Doniecka Republika Ludowa (samozwańcza, kontrolowana przez Moskwę struktura parapaństwowa na wschodzie Ukrainy) zaczęła dyskredytować tę organizację. Chcieli usprawiedliwić aresztowanie wolontariuszy - dodał polityk.
Jakie warunki w rosyjskich obozach filtracyjnych?
- Obozy filtracyjne tworzone przez moskiewski reżim po inwazji na Ukrainę działają tak samo jak przed kilkudziesięciu laty sowieckie łagry - powiedział w czwartek dyrektor łódzkiego IPN Dariusz Rogut podczas konferencji naukowej o więźniach sowieckich obozów.
Wcześniej, w pierwszej połowie maja, pojawiły się doniesienia o rosyjskim obozie w Ołeniwce na terytorium "Donieckiej Republiki Ludowej". Do tego miejsca, utworzonego również w budynku dawnej kolonii karnej, mieli trafić m.in. ukraińscy żołnierze z pułku Azow, broniący przez ponad dwa miesiące zakładów metalurgicznych Azowstal w Mariupolu.
Według doniesień sprzed trzech tygodni, w Ołeniwce przetrzymywano około 3 tys. mieszkańców Mariupola i okolic, którzy nie przeszli rosyjskiej "filtracji" i zostali uznani za "nieprawomyślnych".
"Więźniowie nie mogą położyć się z powodu tłoku w celach, mogą tylko stać bądź siedzieć. Brakuje wody i jedzenia, nie ma spacerów, a do toalety można pójść raz dziennie. Wszystkiemu temu towarzyszą wielogodzinne przesłuchania, tortury, groźby i zmuszanie do współpracy" - relacjonował wówczas Andriuszczenko.