Wszystko to jednak nie jest takie proste: Instalacja jest czymś w rodzaju anteny satelitarnej z przymocowaną do niej „dostawką” pary reaktorów pigułkowych. Część „płytowa” jest reflektorem parabolicznym i odpowiada za gromadzenie i koncentrację energii słonecznej na jednej z dwóch komór reaktora. W samych reaktorach CO₂ pobierany z powietrza jest przekształcany w tzw. gaz syntezowy, prekursor zielonego paliwa.
Elektrownia potrzebuje dwóch reaktorów, ponieważ działa w trybie push-pull. Najpierw reaktor z tlenkiem ceru jest ogrzewany silnym strumieniem światła słonecznego do 1500 stopni Celsjusza, w wyniku czego cer uwalnia się od tlenu. Następnie wiązka światła jest przekazywana do drugiego reaktora, a rozpuszczony w wodzie dwutlenek węgla wchodzi do pierwszego. CO₂ dostarcza tlen do ceru, który ponownie zamienia się w tlenek, a sam rozpuszczony gaz jest przekształcany w mieszaninę CO i wodoru (ta mieszanina w rzeczywistości nazywana jest gazem syntezowym). Potem reaktory zamieniają się rolami i wszystko się powtarza.
Twórcy instalacji nazywają to „paliwem kroplowym”. Nazwa odpowiada obecnym osiągom: jedyny istniejący prototyp, zainstalowany na dachu laboratorium Wyższej Szkoły Technicznej w Zurychu, przez 7 godzin pracy przy dobrej pogodzie, wytwarza średnio 32 mililitry metanolu dziennie, co daje około litra miesięcznie.
Deweloperzy mają jednak duże ambicje skalowania. W artykule z najnowszego numeru Nature, który opisuje zasadę działania urządzenia, przekonują, że takie urządzenia mogłyby być wykorzystane do pełnego pokrycia światowego zapotrzebowania na naftę lotniczą. Według obliczeń autorów będzie to wymagało pokrycia takimi płytami ok. 45 tys. km2 Sahary, co stanowi zaledwie pół procenta jej powierzchni.
Jeśli jesteście świadkami ciekawego wydarzenia w Waszej okolicy, piszcie do nas i ślijcie zdjęcia na [email protected]!