Władimir Putin wraz z ministrem obrony narodowej, Sergiejem Szojgu, odwiedził w środę, 25. maja żołnierzy w wojskowym szpitalu w Moskwie. Nagranie z wizyty publikowały rosyjskie media. Wideo miało za zadanie przedstawić dyktatora jako wodza stojącego blisko swoich żołnierzy i troszczącego się o ich los. Tak jak wszystkie dotychczasowe nagrania z udziałem prezydenta, tak i to zostało drobiazgowo przeanalizowane przez internautów z całego świata. Ich wniosek jest prosty - wizyta Putina w szpitalu wojskowym to kolejna propagandowa inscenizacja, a rzekomi "żołnierze" prawdopodobnie nigdy nie byli na ukraińskim froncie.
Inscenizacja nagrana poza Moskwą
Internauci przedstawiali teorię, według której ten i inni żołnierze widoczni na nagraniu to w rzeczywistości agenci FSB z otoczenia dyktatora, zaś cały materiał nakręcono nie w Moskwie, lecz gdzieś na Uralu, gdzie podobno przebywa obecnie Władimir Putin. Warto też zwrócić uwagę na sam sposób kadrowania. Prezydent filmowany był tak, by wydawał się wyższy. Dyktator ma zaledwie 1,7 m wzrostu. W tym roku Oscar wędruje do Kremla - drwi na Twitterze profil Anonymous Operations.
"Ranni" w doskonałym zdrowiu
Wizyta w Centralnym Wojskowym Szpitalu Klinicznym im. P. W. Mandryka w Moskwie była o tyle wyjątkowa, że jak dotąd prezydent Rosji nie pokazywał się publicznie wśród żołnierzy wysłanych do walki w Ukrainie. Wielu obserwatorów sądzi jednak, że w rzeczywistości Putin z żadnymi wojskowymi się nie spotkał. Pierwszą i najbardziej rzucającą się w oczy przesłanką za tym, że całe spotkanie zostało zainscenizowane przez kremlowskich propagandystów, jest stan zdrowia żołnierzy. Rzekomi wojskowi nie tylko nie mają żadnych widocznych obrażeń, ale wręcz stają na baczność przed prezydentem, zamiast leżeć na szpitalnych łóżkach. Wydają się być w pełni sił.
Aktor na nagraniu? Widziano go już w innym propagandowym materiale
Szczególnie jeden z żołnierzy zwrócił uwagę internautów. Mężczyzna opowiadał Putinowi o swojej żonie i dziecku, lecz część widzów nie dała temu wiary. Na Twitterze pojawiły się sugestie, że rzekomy "wojskowy" kilka lat wcześniej wystąpił jako pracownik fabryki odwiedzanej przez prezydenta.