82-letni były nauczyciel gimnastyki z Modeny we włoskim regionie Emilia-Romania trafił tam w 1989 roku, a od ówczesnego strażnika magicznej wyspy, słynącej z różowego piasku na plaży, dowiedział się, że wkrótce skończy on służbę. Morandi postanowił zająć jego miejsce i zamieszkał tam niczym pustelnik w małym drewnianym domku.
Prowadząc życie na odludziu, od dawna informował w mediach społecznościowych, że są naciski, żeby pozbyć się go z Budelli. Coraz częściej pojawiały się bowiem głosy, że działa tam samozwańczo, wręcz na granicy prawa. Wszelkie próby jego eksmisji, podejmowane przez dyrekcję miejscowego parku przyrody Maddalena, kończyły się dla niego zwycięsko, bo składał od nich odwołania i pisał petycje.
Teraz ogłosił definitywną decyzję, że opuszcza wyspę po ponad trzech dekadach.
"Jestem już zmęczony. Pod koniec tygodnia przeniosę się na Maddalenę i wynajmę mieszkanie" - wyjaśnił w rozmowie z gazetą. Jak zaznaczył, próbował porozumieć się z dyrekcją parku w sprawie przedłużenia jego służby i to bezpłatnie, ale dowiedział się, że nie może ona zatrudnić nikogo w wieku powyżej 81 lat.
"Sygnalizowałem obecność intruzów, wchodzących na teren zabroniony, spotykałem się z turystami i opowiadałem im o naturalnych bogactwach tej wyspy" - opowiedział strażnik-pustelnik.
"Teraz - dodał - najpierw pójdę się zaszczepić przeciwko Covid-19".