W ofercie czeskiej firmy znajduje się ponad 30 różnych typów fałszywego uzbrojenia - od czołgów po transportery opancerzone i od samolotów po haubice. Mogą też wyprodukować kopię Himarsów.
Dyrektor firmy, Vojtech Fresser, odmawia odpowiedzi na pytanie, czy produkty Inflatech są używane jako wabiki na polach walki w Ukrainie, ale przyznał agencji AP, że w ubiegłym roku odnotował wzrost obrotów o 30 proc., i spodziewa się, że bieżący rok przyniesie kolejny wzrost.
- Mogę sobie wyobrazić, że gdybyśmy chcieli wspomóc jakiś kraj w kłopotach, moglibyśmy wysłać im dmuchany sprzęt. Chyba że ten kraj już by taki sprzęt miał. A jakby nie miał, to z pewnością by go kupił - powiedział.
Położony w Decinie Inflatech wytwarza około 50 produktów miesięcznie. Są sprzedawane krajom, których lista jest utajniona, a ich eksport musi być zaaprobowany przez rząd. Firma wykorzystuje lekkie materiały do tworzenia swoich wyrobów - na przykład sztuczny jedwab - dzięki czemu waga sztucznego czołgu wynosi zaledwie 100 kg. Czterem żołnierzom - pisze agencja - wystarczy 10 minut na rozpakowanie i nadmuchanie takiego sprzętu wojskowego.
Dmuchana broń może przyczynić się do zwiedzenia przeciwnika. Sekret sukcesu polega na skutecznym oszukaniu kamer, kamer termowizyjnych i radarów. - Jeżeli wróg zniszczy mój produkt za pomocą czegoś, co jest cztery razy, a faktycznie często nawet 20 razy droższe, to ekonomicznie na tym wygrywam - mówi Fresser.
Początkowo dmuchana broń została wymyślona jako sprzęt do ćwiczeń. Cena najdroższych produktów może sięgnąć nawet 100 tys. dolarów. Jednak Fresser mówi, że wolałby robić dmuchane zamki dla dzieci.
- Ale najpierw musimy zbudować dla nich bezpieczniejszy świat. Wtedy, mam nadzieję, wrócimy do projektów cywilnych - oświadczył.