W środę, 21 września Władimir Putin ogłosił w kraju częściową mobilizację. Na mocy dekretu powołanie ma dostać 300 tys. rezerwistów. Jednocześnie Kreml utrzymuje, że rosyjskie straty poniesione w trakcie "operacji specjalnej", jak propaganda nazywa wojnę w Ukrainie, to jedynie 6 tys. żołnierzy. Decyzja władz wywołała panikę wśród tysięcy młodych mężczyzn, którym grozi wysłanie na front. Jak się jednak okazuje, nie wszyscy muszą obawiać się mobilizacji. Dmitrij Nizowcow, współpracownik rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego i prowadzący na YouTube program Popular Politics zadzwonił do syna rzecznika Kremla. Podając się za pracownika wojskowej komisji uzupełnień wezwał mężczyznę do stawienia się w wojskowym biurze rejestracji i poboru na badania. W odpowiedzi syn Dmitrija Pieskowa stwierdził, że jego pojawienie się tam byłoby "niewłaściwe"
Syn Pieskowa: "będę to załatwiać na innym szczeblu"
Gdy syn rzecznika Kremla usłyszał, że zgodnie z przepisami ma stawić się na badania przed poborem do wojska odpowiedział:
Ja jutro oczywiście nie przyjadę. Powinniście zdawać sobie sprawę, że jeśli nazywam się Pieskow, to moje pojawienie się tam byłoby nieodpowiednie. Krótko mówiąc, będę to załatwiać na innym szczeblu.
Gdy dziennikarz naciskał rozmówcę ten odparł: "Powinniście wiedzieć, co się dzieje i jakie mam prawa". Nizowcow powiedział wówczas, że w Rosji trwa mobilizacja i chce go widzieć na badaniach, ale syn polityka znów wymawiał się "przysługującymi mu prawami". Odmówił również wtedy, gdy dziennikarz zapytał, czy zaciągnie się do wojska na ochotnika. Całą rozmowę usłyszycie w poniższym wideo.
Wielkie straty Rosji w wojnie z Ukrainą
Twierdzenia o 6 tysiącach poległych zupełnie nie pokrywają się z prawdą. Dane Ukraińskiego Sztabu Generalnego z 22.09 mówią o ponad 55 tysiącach zabitych rosyjskich żołnierzach i ogromnych stratach w sprzęcie wojskowym.