"Wiele z miast na zachodzie, takich jak Denver, Phoenix, czy Los Angeles, zostało zbudowanych ze świadomością, że woda tam jest ograniczona i te miejsca nigdy nie były przeznaczone do zamieszkania przez ogromne rzesze ludzi. Więc ten kryzys z dostępem do wody będzie tylko narastać, zwłaszcza, że są to jedne z najszybciej rosnących miast w Ameryce" - wyjaśnił Kinter w rozmowie z PAP.
Zdaniem eksperta z uniwersytetu w Fairfax w Wirginii pod Waszyngtonem, opublikowany w poniedziałek nowy raport ekspertów Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) wskazuje, że amerykański Zachód najmocniej - poza Alaską - odczuje skutki zmian klimatycznych.
W czerwcu podczas fali upałów poziom wody w kluczowych rezerwuarach, takich jak Jezioro Meade w Arizonie, spadł do bezprecedensowo niskiego poziomu, zaś stan suszy panuje na 95 proc. terytorium zachodnich stanów. Według Kintera susza i problemy z wodą są tylko jednym z problemów, które z czasem będą się tylko nasilać, tak jak pożary lasów, czy niespotykanie silne fale upałów.
"A to, co widzieliśmy na północnym zachodzie w tym roku, gdzie rekordy temperatur zostały pobite o kilka stopni - co jest niesłychane - jest dopiero początkiem. Jesteśmy obecnie na poziomie ocieplenia o 1,1 st. wobec epoki przedindustrialnej, a według obecnej trajektorii już za dwadzieścia lat dotrzeć do poziomu 1,5 st." - mówi Kinter.
Jak dodał, Europa i Polska w nieco mniejszy niż USA sposób są narażone na zmiany klimatu i rosnący poziom morza. Jednak zagrożeniem dla Starego Kontynentu - choć w dalszej perspektywie - mogą być zmiany w tzw. atlantyckiej południkowej cyrkulacji termohalinowej (AMOC), na którą składa się prąd morski Golfsztrom, odpowiadający za łagodny klimat w Europie. Na to wskazały niedawne badania Niklasa Boersa z Poczdamskiego Instytutu Badań nad Wpływem Klimatu.
"Praca Boersa jest na pewno niepokojąca i sugeruje, że faktycznie może dojść do załamania tego układu, a w efekcie potężnych zmian, w tym ochłodzenia Europy. Wciąż jednak jeszcze jest na ten temat jest wiele niewiadomych. Jeśli faktycznie do tego dojdzie, to raczej za życia naszych dzieci lub wnuków" - ocenia klimatolog.