Kabaret Mumio powstał w 1995 roku i od samego początku tworzyli go Jacek Borusiński oraz Jadwiga i Dariusz Basińscy. Grupa szybko zdobyła uznanie dzięki swojemu nietypowemu, surrealistycznemu stylowi, który wyróżniał się brakiem aluzji politycznych i silnym teatralnym rodowodem.
Popularność przyniosły im nie tylko nagradzane spektakle, ale także kultowa kampania reklamowa sieci Plus, w której występowali przez siedem lat, tworząc ponad 150 spotów. Ich charakterystyczny humor, pełen absurdalnych zwrotów i nonsensu, na stałe wpisał się w polską popkulturę.
Ale codzienność Mumio nie zawsze wyglądała tak wesoło, jak w reklamach i na scenie. O kulisach sukcesu grupy i gorzkich momentach, a także o niespełnionych marzeniach i trudnych decyzjach opowiedział Marcinowi Mellerowi jeden z założycieli Mumio, Jacek Borusiński.
Od artysty do humorysty
Jacek Borusiński to aktor teatralny i filmowy, reżyser oraz twórca kabaretowy, znany z charakterystycznego, absurdalnego poczucia humoru. Od lat związany jest z Katowicami, gdzie współtworzył legendarną grupę Mumio. W 2006 roku zadebiutował jako reżyser pełnometrażowego filmu "Hi Way", w którym zagrał także główną rolę i był autorem scenariusza.
Borusiński ma na koncie ponad 20 ról filmowych i teatralnych, a jego talent doceniono m.in. na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, gdzie otrzymał nagrodę za najlepszą pierwszoplanową rolę męską.
Pierwsze kroki w artystycznym świecie
Jacek Borusiński od dawna czuł, że jego powołaniem jest scena. W podstawówce, na kanwie popularności zagranicznych grup muzycznych, mały Jacek chciał być muzykiem. Jego idolem był wówczas jeden z członków zespołu The Beatles.
– Chciałem być Paulem McCartneyem. Wybór nie był przypadkowy. Zawsze się sytuowałem jako ten drugi. Teraz wybrałbym Lennona – przyznał z sentymentem.
Miłość do teatru zaczęła się wcześnie.
– Założyliśmy kółko teatralne i szybko zacząłem się w tym realizować. Napisałem nawet swój pierwszy scenariusz – wspomniał.
Przełomowym momentem w życiu młodego artysty był występ przed pełną widownią w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Borusiński mówił o tym z rozrzewnieniem i humorem, porównując się do Tadeusza Łomnickiego i żartując, że może sam także umrze na scenie.
Szybko pochłonęła go praca aktora. Grał w wielu bardziej lub mniej popularnych produkcjach. Trafiały się też propozycje od twórców prawdziwych telewizyjnych hitów, jak np. "Świat według Kiepskich", jednak odmówił. Odrzucił też ofertę głównej roli w serialu kryminalnym.
– Trzeba było dokonać wyboru. Wybrałem rodzinę.
I stało się Mumio
Wraz z powstaniem grupy artystycznej Mumio, życie Borusińskiego zmieniło się diametralnie. Kabaret założył w 1995 roku z Jadwigą i Dariuszem Basińskimi. Artyści wyróżniali się na tle innych komików. Ich niecodzienny, momentami absurdalny i niesztampowy humor sprawił, że bawili publiczność do łez i szybko zjednali sobie rzesze fanów.
Przez pierwsze lata działalność grupy polegała głównie na organizowaniu eventów i występach na scenie. Członkowie Mumio usiłowali też zaistnieć w telewizji, ale przez długi czas zderzali się z drzwiami. Problemem było ich specyficzne, absurdalne poczucie humoru, które nie pasowało do "głównego nurtu". Dosłowny cytat:
– Już 20 lat temu, kiedy rozmawiamy z telewizją, słyszeliśmy: "Słuchajcie, my was naprawdę uwielbiamy. Ale niestety robimy telewizję dla robotników, górników. Niestety, tutaj nie ma dla was miejsca" – wspominał.
Wtedy Borusiński i jego grupa stanęli przed wyborem: albo się dopasować do masowego odbiorcy, albo zaryzykować i postawić na własne, bardziej oryginalne poczucie humoru. Wybrali swój własny nieszablonowy styl, a wsparła ich w tym... firma telekomunikacyjna. Chodzi oczywiście o reklamy sieci Plus, które stały się wielkim przełomem w karierze Mumio. Wtedy komicy odkryli też minusy nieoczekiwanej sławy.
– Podczas pobytu na basenach termalnych, gdy jesteś tylko w kąpielówkach, a otaczający cię ludzie chcą się bratać, robić zdjęcia – wspominał artysta.
Młodość, wiara i pierwsze biznesy
Borusiński wspominał, że w czasach jego młodości na Śląsku obowiązywał wyraźny podział na subkultury. Opowiadał też o brutalnych realiach ówczesnej młodzieży i próbach znalezienia własnej tożsamości.
– Sosnowiec był taki, wiesz, metalowo-skinowy – przyznał. – Patrząc na otaczających mnie ludzi, pomyślałem: "Może w takim razie i ja zostanę punkiem".
Jak wielu nastolatków lat 80. Borusiński wszedł w świat kaset wideo.
– Mieliśmy z kolegami taki piracki proceder, że sprzedawaliśmy albo wymienialiśmy na giełdzie własnoręcznie przegrane kasety VHS – przyznał z rozbrajającą szczerością.
Borusiński nie ukrywa, że duchowość odgrywa w jego życiu ważną rolę.
– Ta bezwarunkowa miłość Boga do mnie jest czymś cudownym i jest mi potrzebna do życia.
Przyznaje jednak, że mówienie o wierze w środowisku artystycznym przypomina chodzenie po polu minowym.
Na scenie, czy poza sceną?
Podczas pandemii Borusiński musiał zmagać się z nieprawdziwymi informacjami na swój temat. Do mediów wyciekła niczym nieuzasadniona plotka o jego odejściu od sztuki. Informacja ta wywołała wiele nieporozumień, które artysta musiał odkręcać, nierzadko z wielkim trudem.
W rzeczywistości Borusiński nigdy nie zniknął ze świata sztuki i show biznesu, a ostatnio nawet wrócił do filmu. W produkcji "Wróbel"zagrał listonosza. Równolegle rozwija własne projekty – m.in. serial o małżeństwie z długim stażem.
Jacek Borusiński ponad wszystko ceni jednak to, co poza sceną. W młodości życie zawodowe i prywatne przenikały się, dziś bardziej świadomie rozdziela te sfery. Ceni sobie samotność i równowagę. Mimo wielu trudnych decyzji artysta wciąż pozostaje wierny sobie.
– Niczego nie żałuję. Po prostu wybrałem inaczej – przyznał refleksyjnie w rozmowie z Mellerem.
Koniecznie obejrzyjcie najnowszy odcinek talk-show "Mellina". Znajdziecie go w serwisie YouTube na kanale Eski Rock oraz na stronie internetowej eskarock.pl. Odcinka można też posłuchać jako podcastu w serwisach streamingowych.