- Mamy dwa ogniska mutacji indyjskiej koronawirusa w Polsce - poinformował we wtorek, 4 maja, Adam Niedzielski, minister zdrowia, podczas konferencji prasowej. - Jedno z nich znajduje się w okolicach Warszawy, kolejne - w Katowicach.
Jak później sprecyzował minister, ognisko na Mazowszu znajduje się w Zambrowie. Niedzielski dodał też, że w Polsce stwierdzono już co najmniej 16 przypadków tej odmiany COVID-19.
- Jest ryzyko i zagrożenie nowymi mutacjami - nie ukrywał swoich obaw minister zdrowa. - Mogą się one przyczynić do powstania kolejnej fali pandemii.
Jak podkreślił Adam Niedzielski, głównym zadaniem jest zbudowanie skutecznego mechanizmu śledzenia mutacji COVID-19. Do tego celu został powołany specjalny zespół przy ministrze zdrowia.
Szef resortu zdrowia zapowiedział, że podróżujący z Indii, Brazylii i RPA będą podlegać obowiązkowej kwarantannie - nawet w przypadku negatywnego testu na obecność koronawirusa.
Indyjska mutacja koronawirusa: bardziej niebezpieczna?
Obecność tzw. indyjskiego wariantu koronawirusa, czyli B.1.617, wykryto już do tej pory w kilkunastu krajach Europy. Czy ta mutacja jest bardziej niebezpieczna od tych, z którymi mieliśmy do czynienia do tej pory?
- Wiemy, że ten wariant nie charakteryzuje się mutacją N501Y, która odgrywa dużą rolę w większej transmisyjności wariantu brytyjskiego i południowoafrykańskiego - mówi dr hab. Piotr Rzymski, ekspert w dziedzinie biologii medycznej i badań naukowych Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. - Czy jest bardziej śmiertelny? Nie ma ku temu żadnych wskazań. W Indiach umiera dużo ludzi, bo wielu ulega zakażeniu i to wszystko może wiązać się z zachowaniem ludzi i lekceważeniem pandemii, a niekoniecznie od razu z samą biologią danego wariantu.