Jak się okazuje, Niemcy mają duży problem. Brakuje u nich rąk do pracy. Wszystko przez to, że do kraju na zachód od Odry, przyjeżdża mniej Polaków - donosi Business Insider. Ludzi brakuje przede wszystkim w branży hotelarskiej i gastronomicznej. Potrzebni są barmani, kelnerzy, kucharze czy recepcjoniści.
Ponieważ chętnych do pracy brakuje, nic dziwnego, że przedsiębiorcy oferują wszystkim chętnym naprawdę korzystne warunki. Wśród nich są bonusy powitalne w wysokości 600 euro (ok. 2700 zł!), czy wyższe wynagrodzenia. Tak atrakcyjne oferty pracy znaleźć można np. w sąsiadującym z Polską landzie Meklemburgia-Pomorze Przednie.
Jak informuje Polska Agencja Prasowa, przed pandemią około 4 000 osób z Polski codziennie przekraczało granicę, aby pracować w niemieckiej części wyspy Uznam - w międzyczasie liczba ta zmniejszyła się o połowę.
Stowarzyszenie przedsiębiorców Pomorza Przedniego chce teraz wysłać pismo do premier landu Manueli Schwesig z prośbą o podjęcie działań. Stowarzyszenie chciałoby sprowadzić pracowników z Ukrainy - jest to możliwe np. w Polsce, ale nie w Niemczech - pisze niemiecki portal NDR.
W Polsce, przedsiębiorcy z branży gastronomicznej borykają się z podobnym problemem. Wkrótce po zdjęciu covidowych obostrzeń, w Warszawie więcej było ofert pracy w gastronomii niż chętnych - informuje portal money.pl. Wszystko przez to, że praca w tej branży nie jest zbyt atrakcyjna dla poszukujących zajęcia. Pracodawcy często oferują śmieciówki, lub nawet nie dają żadnej umowy, nagminnym zjawiskiem jest też praca po godzinach, za którą nie otrzymuje się wynagrodzenia.
Według informacji dziennikarzy portalu, zdarza się, że firmy podkupują sobie pracowników.