Klaudia Saferna - pasjonatka biohackingu

i

Autor: InnerValue Wspówłaścicielka marki napojów funkcjonalnych

Biohacking

Z Klaudią Saferną o biohackingu. Jak naturalne techniki mogą poprawić twoje zdrowie

2025-03-17 13:31

Klaudia Saferna to ogromna pasjonatka biohackingu, który odmienił jej życie. Zainspirowana pracą pioniera tej dziedziny, Dave’a Aspreya, zaczęła dostrzegać, jak kluczowa jest holistyczna troska o zdrowie, energię i samopoczucie. W rozmowie z nami Klaudia dzieli się swoją i historią i drogą, która doprowadziła ją do biohackingu, przybliża jego wpływ na kobiece ciało oraz podpowiada, jak proste zmiany mogą poprawić jakość życia.

Klaudia Saferna z powodzeniem połączyła pasję do zdrowego stylu życia z działalnością zawodową. Jako współwłaścicielka marki BLITZbee, oferującej napoje funkcjonalne, wprowadza na rynek produkty, które wspierają optymalizację zdrowia. Jej zainteresowanie biohackingiem narodziło się w trudnym okresie życia, kiedy szukała sposobów na odzyskanie równowagi i kontroli nad swoim ciałem i zdrowiem. Dziś biohacking to dla niej nie tylko narzędzie poprawy zdrowia, ale także droga do pełniejszego życia. Czym dokładnie jest biohacking i jak może pomóc w codziennej regeneracji? Zapraszamy do wywiadu, w którym Klaudia zdradza swoje doświadczenia i sprawdzone metody na poprawę zdrowia i samopoczucia.

Poradnik Zdrowie: Gadaj Zdrów o raku piersi

ESKA: Od czego zaczęła się Pani przygoda z biohackingiem? Czy był jakiś przełomowy moment, który sprawił, że zainteresowała się Pani tą dziedziną?

KS: Był to trudny moment w moim życiu. Zaczęło się od dość emocjonalnej historii, kiedy to zdrada mocno wpłynęła na moje poczucie własnej wartości. Potrzebowałam jakiejś formy kontroli nad sobą i swoim ciałem. Wtedy, jak wiele kobiet, zaczęłam szukać sposobu na idealną sylwetkę, ale szybko przekonałam się, jak frustrujące są popularne w sieci porady dietetyczne. Próbowałam niemal wszystkiego - od klasycznych diet po rygorystyczne plany żywieniowe, ale zamiast cieszyć się z efektów, czułam się zmęczona i sfrustrowana. Przełomem dla mnie było pochylenie się nad i zrozumienie prac Dave’a Aspreya, nazywanego ojcem biohackingu. Nagle wszystko zaczęło mieć sens - zamiast ślepo podążać za utartymi schematami, zaczęłam rozumieć, jak działa moje ciało, jak mogę optymalizować energię, koncentrację i samopoczucie. To nie była już kwestia tylko wyglądu, ale holistycznego podejścia do zdrowia i wydajności.

Dziś biohacking to dla mnie coś więcej niż zdrowy styl życia - to narzędzie, które pomogło mi odnaleźć wewnętrzną siłę, spokój i sprawiło, że osiągam więcej. Zawdzięczam mu mój sukces. Dzięki biohackingowi (między innymi) zaangażowałam się w BLITZbee - markę napojów, której dziś jestem współwłaścicielką. Bazują one wyłącznie na zdrowych, naturalnych składnikach.

ESKA: Biohacking często kojarzy się z mężczyznami testującymi ekstremalne metody optymalizacji organizmu. Jak wygląda biohacking z kobiecej perspektywy? Czy nasze ciała wymagają innego podejścia?

KS: To prawda, że biohacking często kojarzy się z mężczyznami, którzy testują na sobie skrajne metody, jak posty kilkudniowe czy rygorystyczne diety ketogeniczne. Jednak i co mnie cieszy - dziś interesuje się nim coraz więcej kobiet. Pamiętajmy, że kobiecy organizm rządzi się swoimi prawami, dlatego biohacking w naszym wydaniu musi być bardziej elastyczny i dostosowany do biologii.

Najważniejsza różnica to cykl hormonalny. Mężczyźni działają w rytmie dobowym - ich hormony są stosunkowo stabilne i powtarzają ten sam schemat każdego dnia. U kobiet natomiast kluczowy jest cykl miesięczny, który wpływa na poziom energii, metabolizm, apetyt i regenerację. To oznacza, że kobieta nie powinna stosować jednej, sztywnej strategii, a raczej dopasowywać biohacki do faz cyklu.

ESKA: Jakie są proste, skuteczne metody biohackingu, które każdy może wdrożyć w życie od zaraz i co, biorąc pod uwagę Pani doświadczenie przynosi kobietom najlepsze efekty?

KS: Biohacking wcale nie musi być skomplikowany - czasem to właśnie najprostsze nawyki przynoszą największe efekty. Bazując na moim doświadczeniu, zarówno osobistym, jak i zawodowym, u kobiet najlepiej sprawdzają się: śniadania białkowo-tłuszczowe - zapomnijmy o owsiance z bananem i miodem. Poranek warto zaczynać od pełnowartościowego posiłku z białkiem i zdrowymi tłuszczami (np. jajka z awokado, łosoś z sałatką), bo to stabilizuje poziom cukru i zapobiega napadom głodu w ciągu dnia. Ważna jest też optymalizacja snu - sen to podstawa regeneracji, a niestety wiele kobiet ma z tym problem. Proste triki, które robią różnicę? Zasypianie i budzenie się o stałych porach i ograniczenie niebieskiego światła wieczorem (np. tryb nocny w telefonie). Nie zapominajmy o treningu - nie chodzi o długie sesje na siłowni, tylko o regularność. Krótki, ale intensywny trening siłowy lub interwały potrafią zdziałać więcej niż godzina cardio. A jeśli energia jest niska - dobry będzie spacer lub joga. Do tego polecam właściwe zarządzanie stresem i choć wiem, jak to brzmi w dzisiejszym, zabieganym świecie, to kobiety często „przetrzymują” stres w ciele, co wpływa negatywnie na hormony i metabolizm. Co tutaj się sprawdzi? Krótkie praktyki oddechowe, sauna, a nawet tak prosta rzecz, jak kilka minut w ciszy bez telefonu. Te zmiany są proste, nie wymagają rewolucji, a efekty? Więcej energii, lepszy nastrój, stabilna waga i przede wszystkim lepsze samopoczucie. 

ESKA: Czy są jakieś biohackingowe triki, które pomagają w tak „codziennych” sprawach jak PMS, lepsza koncentracja czy szybsza regeneracja po nieprzespanej nocy?

KS: Oczywiście. W kwestii PMS magnez i witamina B6 to absolutna podstawa. Magnez zmniejsza skurcze, nerwowość i poprawia sen, a B6 wspiera równowagę hormonalną. Dodatkowo zdrowe tłuszcze, które znajdziemy np. w awokado, orzechach pomagają stabilizować hormony i zmniejszać wahania nastroju. Jeżeli chodzi o lepszą koncentrację, to polecam krótką ekspozycję na zimno - zimny prysznic lub nawet umycie twarzy lodowatą wodą natychmiast pobudza układ nerwowy i poprawia skupienie. Natomiast w regeneracji po nieprzespanej nocy pomogą krótka drzemka (ale max 20 minut) zamiast kolejnej kawy - lepiej pozwolić mózgowi na szybką regenerację oraz elektrolity + białko - odwodnienie po złej nocy potęguje zmęczenie. Woda z solą, potasem i magnezem plus śniadanie białkowo-tłuszczowe poprawią poziom energii.

ESKA: W świecie pełnym presji na produktywność, biohacking może być kolejną pułapką obsesyjnej optymalizacji. Jak nie popaść w skrajność i nie zamienić „self-care” w „self-control”? 

KS: Świetne pytanie. Biohacking może stać się narzędziem wspierającym albo kolejną pułapką perfekcjonizmu. Dla mnie kluczem jest elastyczność i słuchanie własnego organizmu. Nie chodzi o to, żeby sztywno trzymać się reguł, tylko o to, by wiedzieć, co nam służy i stosować to w sposób, który nie odbiera radości z życia. Po latach praktyki - z przekonaniem mówię, że biohacking to narzędzie, nie doktryna - ma pomagać, a nie narzucać kolejne „muszę”. Jeśli jakiś biohack przestaje działać lub nie sprawia, że czujemy się lepiej, to po prostu możemy go odpuścić. Nie zapominajmy także o zasadzie 90/10 - jeśli 90% naszych działań sprzyja zdrowiu, to 10% „życia poza reżimem” nie zrobi różnicy. Czasem naprawdę warto zjeść pizzę czy zrezygnować z treningu i postawić na regenerację. 

ESKA: Niektóre metody biohackingowe są kontrowersyjne, np. modyfikacje genetyczne czy implanty technologiczne. Czy są granice, których nigdy by Pani nie przekroczyła?

KS: Dla mnie biohacking to optymalizacja zdrowia i jakości życia w zgodzie z naturą, a nie ślepe dążenie do ulepszania siebie za wszelką cenę. Nie interesują mnie skrajne eksperymenty, które ingerują w ludzką tożsamość, jak modyfikacje genetyczne czy implanty technologiczne łączące ciało z AI. Wierzę w mądry biohacking - taki, który bazuje na wiedzy o naszym organizmie i jego naturalnych mechanizmach, a nie próbuje je zastępować. Zamiast szukać dróg na skróty w postaci wszczepianych chipów czy syntetycznych interwencji, wolę pracować nad jakością snu, regeneracją, odżywianiem i zarządzaniem energią. To są fundamenty, których nie da się oszukać żadnym implantem. Granica, której bym nie przekroczyła? Wszystko, co zabiera mi kontrolę nad własnym ciałem i zdrowiem. Biohacking ma dawać wolność i lepsze samopoczucie, a nie uzależniać od technologii czy ingerencji, których skutków nie jesteśmy w stanie przewidzieć.

ESKA: Czy istnieje jakiś popularny mit na temat biohackingu, który chciałaby Pani obalić raz na zawsze? 

KS: Poniekąd już poruszyłyśmy ten temat. Jednym z popularnych mitów na temat biohackingu jest przekonanie, że chodzi wyłącznie o ekstremalne, często niebezpieczne eksperymenty z ciałem i umysłem, takie jak np. wszczepianie urządzeń. W rzeczywistości biohacking to szerokie podejście, które obejmuje także stosowanie prostych, codziennych metod poprawy zdrowia i wydajności, jak odpowiednia dieta, sen, medytacja czy monitorowanie parametrów zdrowotnych. Celem biohackingu jest przede wszystkim optymalizacja ciała i umysłu w sposób bezpieczny. Jeśli ktoś ma wątpliwości - serdecznie zapraszam do udziału w konkursie, w którym do wygrania będzie wyjazd na Hawaje. Konkurs będzie związany zarówno z BLITZbee, jak i z biohackingiem. Zachęcam do śledzenia moich social mediów, gdzie znajdą się szczegóły. Zdradzę już jednak, że będziemy szukać ludzi z energią do działania, gotowych na wyzwania i inspirujących innych swoją autentycznością. W zamian zaoferujemy przygodę życia. 

ESKA: Czy biohacking to Pani zdaniem przyszłość dbania o zdrowie?

KS: Zdecydowanie ma potencjał, aby stać się integralną częścią przyszłości dbania o zdrowie. W miarę jak technologia się rozwija, będziemy mieć coraz lepsze narzędzia do monitorowania i optymalizacji naszego zdrowia na poziomie indywidualnym. Jednak kluczowe będzie to, żeby w tym rozwoju nie zapominać o solidnych podstawach naukowych i bezpieczeństwie.