Program wydarzenia zapowiadał się na tyle interesująco, że postanowiłam spakować torbę i ruszyć w stronę Jury Krakowsko-Częstochowskiej, żeby na własne oczy przekonać się, jakie prawa rządzą pustynią i co łączy ją ze światem sztuki.
„Natura i kultura to nie są dwa odrębne światy”
W pierwszym dniu trwania imprezy pustynia zalana była słońcem. Kiedy dojechałam na miejsce, trwały jeszcze prace nad budową strefy festiwalowej i sąsiadującej z nią plenerowej galerii sztuki. Oprowadzanie kuratorskie, które miało towarzyszyć uroczystej inauguracji, znacznie przesunęło się w czasie i finalnie ruszyło późnym popołudniem, kiedy powietrze nagrzało się już do tego stopnia, że falowało od upału. W takich warunkach instalacje i rzeźby jawiły mi się niczym fatamorgana.
Wśród mglistych miraży, jakie powodował upał, wyłaniały się prace takich twórców, jak m.in. Zuza Golińska, Natalia Bażowska, Kornel Janczy, Norbert Delman czy wspomniana już organizatorka wydarzenia, Alicja Klimek. O wystawie wraz z obecnymi twórcami opowiadała jej kuratorka, Ada Piekarska. Trzeba przyznać, że dzieła w otoczeniu pustynnych krajobrazów prezentowały się wspaniale. Wspólnym mianownikiem dla każdego z dzieł była koegzystencja natury i sztuki. Co więcej, dopiero w otoczeniu dzikich żywiołów można było pojąć sens tytułu tej ekspozycji: „Nie widzieliśmy niczego, co wyglądałoby tak samo”. Natura oddziaływała na każdą z prac, zmieniając ich ustawienie, odbijając od nich światło, wprawiając je w ruch albo też unieruchamiając. Nie ma wątpliwości, że prawo pustyni istnieje, sztuka jej otoczeniu w pełni podporządkowała się tym regułom.
Sztuka rozmowy
Dużym zainteresowaniem cieszyły się także panele dyskusyjne. Na podium pojawiło się wielu ciekawych gości, jak np. Areta Szpura, która opowiedziała publiczności o zjawisku pustynnienia świata. Marcin Szczelina i Wojciech Kolęda wyjaśniali, czym jest projektowanie w duchu zero waste, a Justyna Żukowska-Gołębiewska z Fundacji Młode Głowy opowiadała uczestnikom o zdrowiu psychicznym. Tematyka spotkań była bardzo różnorodna, dzięki czemu każdy z gości mógł wybrać panel zgodny z jego zainteresowaniami.
Relaks na pustyni
W programie festiwalu nie zabrakło także muzyki i odprężenia. O muzyczną oprawę zadbała grupa Mikromusic i Mela Koteluk. Chętni mogli poćwiczyć jogę, zrelaksować się przy dźwiękach mis tybetańskich, a także wybrać się na spacer nad pobliską rzekę.
Nie da się zaprzeczyć, że Law of The Desert nie jest konwencjonalnym festiwalem. Nie doświadczycie tu tłumów, bo impreza - ze względu na obecność na chronionym terenie - ma bardzo kameralny charakter. To raczej pomysł na spokojny weekend w duchu mindfulness. Wydarzenie jest skierowane głównie do tych osób, którym, poza miłością do sztuki przyświecają zielone idee, a także troska o ciało, umysł i środowisko.
Organizatorzy szczycili się, że wydarzenie odbywa się bez procentów, choć alkohol bez trudu można było kupić w okolicznych, niezależnych food truckach, znajdujących się przy samej strefie festiwalowej. Wiele osób obecnych na tegorocznej edycji zwracało uwagę na chaos organizacyjny i luźny, nieprofesjonalny charakter imprezy. Dla jednych ta minimalistyczna, właściwie nieistniejąca infrastruktura stanowiła pewien problem, ale wiele osób potraktowało festiwal jak nieformalne spotkanie towarzyskie w gronie związanym z kulturą, muzyką i aktywizmem na rzecz zdrowia i przyszłości planety.
Na pewno nie jest to wydarzenie dla wszystkich, ale tym, których moja relacja zainteresowała, zachęcam do uczestnictwa w kolejnej edycji. Udział w festiwalu potraktowałam jak nowe, ciekawe doświadczenie. Warto było tu przyjechać - dla pustyni, dla sztuki i dla ludzi.