Jeszcze kilka lat temu programy z wróżkami na żywo cieszyły się wielkim zainteresowaniem widzów. Emitowane głównie w nocy formaty przyciągały sporą widownię, a ich formuła polegała na tym, że ludzie zainteresowani poznaniem swojej przyszłości mogli dzwonić w trakcie odcinka do prowadzącej konkretne wydanie wróżki i dowiedzieć się od niej na antenie, co przyniesie im los. Jedną z wróżek, które zyskały największą sławę w naszym kraju, jest wróżka Oriana. Internauci mogą kojarzyć ją przede wszystkim z viralowego wideo, a konkretnie z ciętej riposty na wulgarne pytanie o to, czy "lubi w d*pę". Prowadząca "Tajemnice Losu" Oriana odpowiedziała, że tak, dopytując rozmówcę, czy on tak samo, bo jeśli lubi, to ma dla niego magię siedmiu świec. Nagranie zyskało popularność w sieci i zapewniło Orianie nie tylko rozpoznawalność, ale przełożyło się na jej awans. Bukartek, choć nie występuje w TV, wciąż jest aktywna w mediach społecznościowych. Przebywająca w Dominikanie wróżka postanowiła opowiedzieć o swojej pracy na TikToku. Wyjawiła, ile ona i jej koleżanki zarabiały za program! Wcale nie tak dużo, jak mogłoby się wydawać.
Zobacz: Oto najpopularniejsze wróżby andrzejkowe. Co oznaczają?
Ile zarabiały wróżki w TV? Oriana wyjawiła szokującą prawdę!
Wróżka Oriana podkreśliła, że nie prowadziła programów codziennie, ponieważ przy formacie pracowało ich około 15. Początkowo stawki były przyzwoite. Za odcinek można było zarobić nawet 500 złotych.
Początki były niezłe, bo na początku było tak, że zarabiałyśmy po około 500-600 złotych za program. Miałyśmy kierowcę, który nas przywoził, odwoził, miałyśmy make-up, stylistkę fryzur, wszystko się zgadzało, wszystko było pięknie - zaczęła.
Takie stawki obowiązywały przez około rok. Potem było coraz gorzej. To, czym zajmowała się do tej pory ekipa, spoczęło na barkach zatrudnionych wróżek. Prowadząca "Tajemnice Losu" przyznała wprost, że ona i jej koleżanki były maszynkami do zarabiania pieniędzy.
Z każdym rokiem było gorzej i gorzej. Skończyło się tak, że pracowałyśmy za 100 złotych. Ja skończyłam pracę przy 150 złotych. Powiedziałam, że za mniej niż 150 złotych nie będę pracować. To był 4-godzinny program w telewizji na żywo. Trzeba było dojechać, wrócić, bo kierowcę zabrali, make-up zabrali, stylistów zabrali. (...) W studio trzeba było być godzinę przed programem, bo to też nie nagrywaliśmy tych programów w Polsacie. To była firma zewnętrzna, która miała kontrakt z Polsatem. Tak działały wróżki we wszystkich telewizjach. (...) Skończyło się na tym, że płacili za 70 złotych, ale nie w Polsacie, na innych wróżkach - dodała.
Bukartek przypomniała, że praca zajmowała więcej niż cztery godziny na antenie. Wróżki musiały się przygotować, sprawdzić sprzęt, a po zejściu z anteny posprzątać. Zdarzało się, że wracała do domu o 6:00 nad ranem.
Stawki zaczynały się od 500 złotych za program i te programy miały trwać do 2h, a skończyło się tak, że płacili po 100/150 złotych, czasami nawet za 4-godzinny program. Cała noc wyjęta - podsumowała.