Trasa promuje wydany w ubiegłym roku album Clancy, ale setlista koncertu była misternie utkanym kolażem nowości i klasyków – od świeżych, pełnych narracyjnej głębi utworów, po te, które od lat są hymnem fanów. Jednak to, co sprawiło, że wieczór był wyjątkowy, to nie tylko muzyka – to niezwykłe doświadczenie koncertowe, które pochłonęło publiczność.
Atlas Arena w ogniu – eksplozja dźwięku, świateł i emocji
Od pierwszych dźwięków Tyler Joseph i Josh Dun wciągnęli publiczność w swój wyjątkowy świat. Każdy utwór oprawiony był widowiskowymi efektami świetlnymi i pirotechniką, a dynamiczne zmiany sceniczne sprawiały, że trudno było choć na chwilę oderwać wzrok.
Zaskakującym momentem był bez wątpienia fragment koncertu, w którym Tyler zniknął ze sceny, aby w jednej chwili magicznie pojawić się ponad trybunami – efekt teleportacji był tak przekonujący, że wywołał niedowierzanie wśród fanów.
Równie efektownie wypadło zejście Josha ze sceny, by przejść wzdłuż tłumu i zagrać na perkusji umieszczonej na płycie. Tymczasem Tyler wspiął się na unoszącą się platformę po drugiej strony hali.
Atmosfera w Atlas Arenie była elektryzująca. Od pierwszych sekund koncertu aż po ostatni bis – trybuny pulsowały energią. Nikt nie siedział. Fani śpiewali każdy wers, każdy refren. Ich zaangażowanie było niemal rytualne. Wśród zagorzałych fanów TOP nie zabrakło stylizacji inspirowanych estetyką zespołu, przez żółte i czerwone taśmy na ubraniach i obuwiu, po charakterystyczne czapki z różkami.
Nie sposób nie wspomnieć o geście, który poruszył serca wszystkich obecnych. W pewnym momencie Josh zdjął bluzę, odsłaniając koszulkę z napisem „Łódź” – prosty, a jakże piękny ukłon w stronę polskiej publiczności.
Koncert Twenty One Pilots w Łodzi nie był po prostu kolejnym przystankiem na światowej trasie - był celebracją muzyki i emocji, które łączą fanów. Niewątpliwie, duet ten potrafi zamienić scenę w portal do innego świata.