Po ponad trzech latach od świątecznego koncertu w Toruniu i blisko ośmiu latach od ostatniego show w Krakowie Robbie Williams powrócił do Polski, by ponownie zaśpiewać dla kilkunastotysięcznej widowni zgromadzonej w Tauron Arenie. Artysta szybko udowodnił, że po ponad 25 latach spektakularnej i obfitującej w liczne sukcesy kariery solowej, czego dowodem była koncertowa setlista złożona właściwie z samych hitów, wciąż ma w sobie to coś, co jest w stanie porwać dosłownie każdego. Robbie Williamsa The XXV Tour to nie tylko koncert celebrujący jedną z największych karier w historii popu, ale również stand-up i jak powiedział sam artysta, nawet pewnego rodzaju forma terapii.
Te występy do dla mnie terapia, a dla was rozrywka - powiedział tysiącom oklaskujących go fanów.
Mimo upływu lat spędzonych na świeczniku Robbie wciąż ma w sobie ten magnetyzm, który mimo przeciwności losu pozwolił mu zaskarbić sympatię milionów słuchaczy na całym świecie i stać się żyjącą ikoną muzyki. Już od pierwszych dźwięków kawałka Hey Wow Yeah Yeah, który otworzył koncert w Krakowie, wiedziałem, że musimy być przygotowani na energetyczną bombę wypełnioną ponadczasowymi hitami.
Nazywam się Robbie pieprzony Williams, to jest mój zespół, a to mój tyłek - przywitał się z polską publicznością w typowy dla siebie sposób.
Ten, kto śledzi karierę Robbiego od lat, doskonale wie, że pokazywanie "czterech liter" to jego znak rozpoznawczy od czasów szkolnych. Czy można prosić o bardziej dobitną metaforę jego podejścia do otaczającej rzeczywistości? Williams dał się poznać jako sceniczny śmieszek już na początku swojej artystycznej drogi, co zapewne przejął po swoim ojcu, zawodowym komiku. Gdyby kiedyś przyszło mu do głowy wyruszyć z własną serią stand-upów, bilety z pewnością wyprzedałyby się w sekundę. Jest on bowiem prawdziwym mistrzem brytyjskiego humoru. Przez cały czas trwania koncertu zaczepiał fanów stojących pod sceną i tych siedzących na trybunach, oferując im miejsca w I rzędzie. Szczególnie mocno serce wokalisty skradła kilkuletnia Ela, która przez cały czas tańczyła do jego hitów. Dziewczynka miała nawet okazję wystąpić z nim na jednej scenie. Zdecydowanie najzabawniejszym momentem całego show była jednak "konwersacja" Robbiego z niejakim Łukaszem na temat jego początków w Take That. Wokalista z rozbawieniem zaprezentował swój pierwszy w karierze wideoklip do piosenki Do What You Like, w którym wspólnie z kolegami z boysbandu pozowali nago z galaretką na pośladkach.
Założę się, że nie widzieliście lepszego tyłeczka. Teraz już nie jest taki sam - rozckliwiał się nad widocznym na ekranie kadrze z wideoklipu.
Jak jest galaretka po polsku? A mop? A tyłeczek? - dopytywał, powtarzając za rozentuzjazmowanym możliwością przetłumaczenia mu kolejnych słów tłumem.
Koncert Robbiego Williamsa to jednak nie tylko doskonała okazja do pośmiania się. Wokalista, który ma za sobą trudną przeszłość naznaczoną uzależnieniami od alkoholu i narkotyków, chętnie dzieli się z publicznością swoimi doświadczeniami. Szczególnie wzruszający był moment, gdy Robbie wspominał o tym, jak przez wiele lat czuł, że nie zasługuje na to wszystko, co udało mu się osiągnąć. Kiedy myślał, że nie umie śpiewać, ani tańczyć. W uśpieniu tych wewnętrznych głosów pomagały mu właśnie używki. Tuż przed wykonaniem emocjonalnego singla Eternity wyznał, że osobą, która jako pierwsza pomogło mu wziąć się w garść, była Geri Halliwell ze Spice Girls. Utwór Love My Life był natomiast dedykowany rodzinie Brytyjczyka.
W życiu kierowałem się dwiema zasadami. Nigdy przenigdy nie będę mieć żony, ani dzieci. Dziś jestem w najszczęśliwszym momencie swojego życia - mówił z radością.
Pandemia, jak wyznał przez zaśpiewaniem kultowego Angels, pozwoliła mu zrozumieć, jak bardzo kocha swoją pracę.
Wy udowadniacie i przypominacie mi o tym, że nie jestem nikim - mówił wyraźnie poruszony.
Gdybym miał okazję spotkać się z nim kiedyś twarzą w twarz, bardzo chciałbym mu uświadomić, że to działa w dwie strony. Wśród tych tysięcy osób, które zdecydowały się na spędzenie niedzielnego wieczora w Krakowie, z pewnością nie brakowało takich, którym muzyka Robbiego pomogła przetrwać największe życiowe kryzysy. Na końcu koncertu, gdy wyszedł zaśpiewać kilka hitów a cappella, powiedział, że pamięta o akcji, jaką przygotowali fani w 2015 roku i zapowiedział, że jeszcze wróci. Dowodem na to, że naprawdę mu się u nas podobało jest najnowsze zdjęcie na Instagramie.
Kocham Cię Polsko x - napisał w naszym języku.
My ciebie też! Napisać, że Robbie Williams był znakomity, to jak nie napisać nic. To zdecydowanie jeden z najlepszych koncertów 2023 roku i dowód na to, że artysta jest w doskonałej formie, nie tylko wokalnej. Charyzmatyczny, magnetyczny i po prostu ludzki. Myślę, że gdyby Robbie po prostu wyszedł i zaśpiewał swoje hity, każdy i tak byłby zachwycony. Kto w końcu nie chciałby usłyszeć na żywo kawałków, na których właściwie wychowały się kolejne pokolenia? Córka RW ma już 10 lat! On jednak zapewnił nam muzyczną podróż okraszoną doskonałą muzyką, humorem i licznymi wzruszeniami.