Problemy zdrowotne Madonny, o których jej wieloletni manager poinformował w czerwcu tego roku, wstrząsnęły fanami na całym świecie. Niedługo przed zaplanowanym rozpoczęciem trasy koncertowej "The Celebration Tour" Madonna trafiła na OIOM w związku z poważną infekcją bakteryjną. Wskutek choroby artystka była zmuszona przełożyć amerykańską część tournee na grudzień i rozpocząć od koncertów w Europie. Królowa popu nie ukrywa, że każdego dnia dziękuje za przeżycie. Jak wyznała podczas jednego z ostatnich koncertów w Paryżu, wysiadły jej nerki, a lekarze dawali jej zaledwie 40% szans na pokonanie infekcji.
Moje płuca nie funkcjonowały. Nie oddychałam samodzielnie. Wysiadły mi nerki. Zaraziłam się bakterią, o której nikt nic nie wiedział, której śmiertelność wynosi 40% - mówiła poruszona.
Temat choroby Madonny powrócił na tapet podczas jej show w Nowym Jorku. Gwiazda potwierdziła krążące po sieci w czerwcu spekulacje, jakoby została znaleziona nieprzytomna na podłodze w łazience.
Madonna prawie umarła. "Wysiadły mi nerki". Dopiero teraz wyznała całą prawdę
Madonna znaleziona nieprzytomna
Tragiczne wieści się potwierdziły. Madonna opowiedziała o tym, co spotkało ją w czerwcu. Gwiazda została znaleziona nieprzytomna i przez dwie doby przebywała w śpiączce.
Jedna bardzo ważna kobieta zawiozła mnie do szpitala. Nic z tego nie pamiętam. Zemdlałam na podłodze w łazience i obudziłam się na oddziale intensywnej terapii. Przez 48 godzin byłam w śpiączce farmakologicznej, a jedyny głos, jaki słyszałam, należał do niego [nauczyciela Kabały]. Słyszałam, jak mówił: „Ściśnij moją rękę” i to wszystko - wyznała na scenie.
Artystka podkreśliła też, jak ważną rolę w jej powrocie do zdrowia odegrały dzieci.
