Lato w tym roku, biorąc pod uwagę odbywające się w Polsce koncerty, jest naprawdę niesamowite. Po Beyonce i Harrym Stylesie PGE Narodowy w Warszawie przejęła inna ikona współczesnej popkultury, obecna na rynku muzycznym od ponad 20 lat Pink. Piosenkarka powróciła do naszego kraju na kilka dni przed 4. rocznicą swojego dynamicznego show w ramach Beautiful Trauma World Tour, w niedzielę, 16 lipca.
Zanim gwiazda pojawiła się na scenie, fani mogli obejrzeć występy lokalnych supportów. Na scenie PGE Narodowego wystąpiły Viki Gabor i Margaret. Trzeba przyznać, że to świetne rozwiązanie, z którego jakiś czas temu zrezygnowano, ale może po sukcesie dziewczyn zostanie ono przywrócone. Viki Gabor, która zaledwie kilka dni temu skończyła 16 lat, dała prawdopodobnie najlepszy koncert w swojej karierze. Wokalistka miała specjalnie przygotowaną na ten dzień scenografię, na scenie towarzyszyli jej tancerze, a ona sama sprawiała wrażenie mocno zaangażowanej i pewniejszej siebie. Być może to kwestia tego, że artystka w końcu otrzymała możliwość zaśpiewania nowych kawałków, a nie tylko Superhero i Ramię w ramię, jak to często bywa w przypadku wystąpień telewizyjnych? Zwyciężczyni Eurowizji Junior 2019 nie miała łatwego zadania, bowiem w trakcie jej występu obiekt dopiero się wypełniał. Dała jednak radę! Margaret z kolei udowodniła, że jest w doskonałym momencie swojej kariery. Sprawiająca wrażenie całkowicie wyluzowanej piosenkarka zabrała publiczność w podróż po swoich największych hitach, choć nie zabrakło też oczywiście nowości. Maggie ma w sobie niewymuszony luz, który naprawdę porywa publikę. Przekonałem się o tym po raz kolejny. Szkoda tylko, że dziewczyny nie zaśpiewały razem swojego singla Cute. Okazja była bowiem idealna!
Pink - relacja z koncertu
Punktualnie o 21:00 na scenie pojawiła się ona - bohaterka całego zamieszania. Pink jak zwykle postawiła na efektowny opening, spadając z sufitu przy pierwszych dźwiękach wielkiego hitu Get The Party Started. Otwarcie koncertu tym numerem to już tradycja. Zawieszona na linach artystka dała popis akrobatycznych umiejętności, których nie powstydziliby się zwycięzcy Mam Talent czy sam Tom Cruise, a to wszystko, śpiewając na żywo! Trener piosenkarki musi być naprawdę dumny ze swojej podopiecznej. Pierwszy akt Summer Carnival stanowiły najpopularniejsze i mające już swoje lata kawałki z repertuaru artystki. Po Get The Party Started Pink kontynuowała imprezę, wykonując Raise Your Glass, Who Knew, Just Like A Pill, Try oraz What About Us w nowej, klubowej wersji. Wszystko to zaserwowane w kolorowym, może nawet chwilami kiczowatym wydaniu, ale o to właśnie chodziło - w końcu Pink organizuje karnawał w środku lata! Zabawa była tak przednia, że gwieździe odpadł obcas.
Pamiętajcie, żeby zawsze mieć ze sobą dwie pary tych samych butów i zabawek dziecięcych - przestrzegała ze sceny, zakładając drugą parę srebrnych botków.
Po tak mocnym rozpoczęciu wokalistka, o której można by tak pomyśleć, widząc, co robi na scenie, nie jest przecież robotem, dała sobie chwilę na odsapnięcie. Podczas Turbulence z nowej płyty Trustfall unosiła się jeszcze w powietrzu, by następnie, ubrana już w długą suknię, zaśpiewać Make You Feel My Love z repertuaru Boba Dylana (po piosenkę sięgnęła też Adele) przy akompaniamencie fortepianu, Just Give Me a Reason oraz F*ckin' Perfect. Drugi akt zakończył się jednak mocnym uderzeniem, a mianowicie rockową wersją singla Just Like Fire, który na potrzeby trasy został zmiksowany z Heartbreaker od Pat Benatar. Było ostro i gorąco!
Showmanka i działaczka społeczna
Pink znana jest ze swojej działalności społecznej. Wokalistka od początku kariery sprzeciwia się seksizmowi, homofobii i rasizmowi. Sama doskonale wie, co to znaczy być krytykowaną za wszystko - zaczynając od wyglądu. Artystka przyznała, że nie zamierza siedzieć cicho i zawsze będzie głosem wszystkich tych, którzy czują się samotni i wykluczeni. Śpiewając Irrelevant, przywdziała na siebie rzuconą w jej stronę tęczową flagę, wywołując uśmiechy na twarzach fanów ze społeczności LGBT+ i nie tylko. Ktoś powie, że to nic takiego, jednak gest wsparcia ze strony globalnej ikony, szczególnie w kraju, w którym regularnie słychać o przejawach nietolerancji względem konkretnych grup społecznych, to naprawdę wielka rzecz.
Girls Just Wanna Have RIGHTS - wykrzykiwała w stronę tłumu piosenkarka razem ze swoimi chórzystkami.
Manifest ten wzmocniony był kadrami ze strajku kobiet w USA czy protestów pod hasłem Black Lives Matter.
Summer Carnival w pełni!
W ostatnim akcie swojego porywającego widowiska Pink ponownie zabrała nas na parkiet i to dopiero była jazda bez trzymanki. Wokalistka ma w swoim zespole najlepszych z najlepszych tancerzy. Ich akrobacje polegające się na odbijaniu od trampolin i wskakiwaniu na wysoki podest podczas piosenki Trustfall totalnie zwaliły mnie z nóg. Naprawdę nie mogłem oderwać od nich wzroku, tak samo jak stojący wokół mnie fani. Wszyscy jak zaczarowani śledziliśmy ten niesamowity pokaz, poruszając gałkami ocznymi góra-dół. Creme de la Creme stanowił jednak finałowy występ z So What, który podobnie jak opening w postaci Get The Party Started, stał się znakiem rozpoznawczym artystki. W trakcie wykonywania promującego płytę Funhouse z 2009 roku singla gwiazda przeleciała nad głowami wielbicieli, nawiązując interakcję nawet z tymi zajmującymi miejsca w ostatnich rzędach trybun górnych.
Muszę przyznać, że idąc na koncert Pink w ramach Summer Carnival, spodziewałem się raczej powtórki tego, co zobaczyłem cztery lata temu, zaktualizowanego o kilka nowych piosenek. Niemożliwym wręcz wydawało mi się wymyślenie czegoś bardziej spektakularnego, łączącego śpiew, taniec i akrobacje. Piosenkarka dała mi jednak pstryczka w noc, prezentując zupełnie inne, jeszcze lepsze, bardziej efektowne show, które tylko ugruntowuje jej pozycję ikony muzyki pop i showmanki naszych czasów. Najfajniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że mająca ponad 20 lat stażu Pink naprawdę ma frajdę z bycia na scenie. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby w czyjąś stronę poleciało tak wiele maskotek. Ba! Piosenkarka otrzymała nawet... sernik, co wyraźnie ją uradowało. W końcu chwilę wcześniej narzekała, że wszystkie słodycze, które otrzymuje, przejmują jej dzieci. Artystka zawsze daje z siebie nie 100, a 110%, bo jak tłumaczy, zależy jej na tym, by każdy, kto kupił bilet na show, wyszedł z niego z uśmiechem na twarzy. Ja wyszedłem. To bezsprzecznie jeden z najlepszych koncertów w tym roku, a konkurencja jest przecież spora!