Sopot Festival 2005 zapisał się na kartach historii polskiej popkultury z dwóch powodów: zwycięstwa Dody i występu Mandaryny. O ile ta pierwsza udział w festiwalu wspomina z uśmiechem na twarzy, bowiem otrzymanie Słowika Publiczności za utwór Znak Pokoju całkowicie zmieniło losy jej kariery, tak Marta Wiśniewska o swoim show na deskach Opery Leśnej wolałaby zapomnieć. To miał być jej wieczór, co zresztą zaznaczyła na samym wstępie przygotowanego widowiska.
Kochani, to jeden z najważniejszych występów w moim życiu. Znacie Ev'ry Night? - zaczęła.
Będąca wówczas żoną Michała Wiśniewskiego Mandaryna chciała udowodnić występem w Sopocie, że potrafi śpiewać. Niestety, nie udało się. Gwiazda skompromitowała się na oczach widzów i jurorów, którzy nie zostawili na niej suchej nitki.
Mnie wydaje się nieprawdopodobne, że ktoś, kto startuje w konkursie, w którym nagrodą jest Bursztynowy Słowik i poddaje się pod ocenę pani Ireny Santor, pani Ewy Bem, nie umie śpiewać, prawda? - grzmiał Piotr Metz.
Wiśniewska dopiero po latach wyznała prawdę.
Mandaryna w Sopocie
Występ w Sopocie na wiele lat pogrzebał karierę wokalną Mandaryny, mimo że gdy zdecydowała się na udział w konkursie, była na samym topie. Dopiero po latach, w rozmowie z ESKA.pl, wokalistka i tancerka zdradziła, co stało się chwilę po jej wejściu na scenę.
Nie chciałabym nikogo o to oskarżać, bo nikogo nie złapałam za rękę, natomiast było to podłożenie świni. To nie jest tak, że człowiek przyjeżdża do Sopotu, wychodzi na scenę i niech się dzieje, co ma się dziać. Tam jest tydzień prób. Tam się zadziało mnóstwo dziwnych rzeczy. Miałam wychodzić jako druga czy trzecia. Tak naprawdę, widząc moje wspaniałe show, zostałam przestawiona jako ostatnia. Wtedy już wszystko można było odkręcić. Nic nie słyszałam, moje chórki były wyłączone, a muzycy mieli rozstrojone instrumenty - wyznała.
Ostatecznie w głosowaniu widzów Mandaryna uplasowała się na 2. miejscu, tuż za Dodą. Myślicie, że kiedyś zdecyduje się opowiedzieć więcej?
Listen on Spreaker.