Taylor Swift - evermore to tytuł dziewiątej, a zarazem drugiej wydanej w 2020 roku płyty wokalistki z ponad dziesięcioletnim stażem scenicznym. Album ukazał się dokładnie 11 grudnia i z miejsca zadebiutował na samym szczycie list sprzedaży w wielu krajach na świecie, wszak czego nie dotknie Taylor, szybko zamienia się w złoto.
Wydając evermore, piosenkarka zaznaczyła, że zamieszczony na krążku materiał będzie nawiązywał brzmieniowo do zawartości jej ósmego albumu folklore, który ukazał się na rynku w lipcu 2020 roku. I faktycznie - longplay pełen jest emocjonalnych, poruszających kompozycji, w których stworzeniu artystce pomogli cenieni w branży muzycznej Aaron i Bryce Dessner z grupy the National oraz znany już wielbicielom Taylor od lat Jack Antonoff. Nie oznacza to jednak, że słuchacze nie znajdą na nim nic zaskakującego.
Pierwsze zaskoczenie pojawia się już w piosence otwierającej album - singlu willow. I choć jest on oczywistą kontynuacją zamieszczonego na folklore utworu cardigan, to jest w nim znacznie więcej radości, optymizmu i ogólnie pozytywnych wibracji.
Im dalej, tym więcej dowiadujemy się o samej piosenkarce. O jej przeżyciach, emocjach, doświadczeniach, którymi chce się podzielić ze swoimi fanami. Każda z piosenek jest jak przystanek zrobiony w trakcie podróży po najpiękniejszych dźwiękach i niezwykłych historiach. Na uwagę zasługuje efekt współpracy z HAIM - no body, no crime. Który inny artysta byłby w stanie napisać utwór muzyczny, na podstawie którego spokojnie można by nakręcić trzymający w napięciu do ostatniej chwili kryminał? Chyba żaden!
Zespół HAIM to niejedyny gość, który swoją obecnością uszlachetnił dziewiąte długogrające wydawnictwo Amerykanki. Na albumie można usłyszeć też wspomnianą grupę the National oraz Justina Vernona z Bon Iver, z którym gwiazda nagrała już piosenkę exile. Zarówno coney island, jak i evermore to jedne z najciekawszych elementów zamieszczonych na wydawnictwie.
Słuchając evermore, nie sposób nie odnieść wrażenia, że to trochę podróż wstecz do wcześniejszych dokonań Taylor Swift. Na krążku słychać wyraźne inspiracje country (cowboy like me) czy popu, z którym gwiazda związała się tak na poważnie w 2014 roku, wydając bestsellerowy longplay 1989 (gold rush).
Podsumowując, evermore to zbiór piosenek, które pokazują, jak bardzo wszechstronną artystką jest Swift. To z jednej strony opis jej własnych doświadczeń, a z drugiej świat fantazji, do którego zaprasza wszystkich słuchaczy. To także kolejny jej album, na którym każdy znajdzie kompozycję, z którą będzie się mógł identyfikować. Warto zwrócić uwagę na wersję deluxe, na której znalazły się dwa dodatkowe utwory - right where you left me o nieumiejętności pogodzenia się z rozstaniem i it's time to go, który można traktować niejako jako radę i zachętę, by otrząsnąć się i iść po swoje.
Dziś Taylor Swift ma 31 lat i pokazuje, że nie musi nagrywać wpadających w ucho hitów, by odnieść sukces komercyjny. Dobra muzyka broni się sama. I tak jest właśnie w przypadku evermore. Jako fan piosenkarki mam jednak nadzieję, że promocja płyty nie zakończy się tylko na jednym klipie, bo zamieszczony na niej materiał zasługuje na poświęcenie mu znacznie większej uwagi.
Przypominamy, że możecie wygrać album evermore Taylor Swift na wygraj.eska.pl.