Po wydaniu albumu "Thriller" w 1982 roku Michael Jackson stał się największą gwiazdą muzyki pop na świecie. Koncerny zabijały się o to, by pozyskać go do reklamy swoich produktów. Udało się to Pepsi. Producenci napoju skusili króla popu kampanią kierowaną do młodych ludzi, w głównej mierze jego fanów. Stanowiąca konkurencję dla Coca-Coli Pepsi była bowiem reklamowana jako jeden z symboli nowego pokolenia. W 1984 roku za kulisami kręcenia spotu reklamowego z udziałem MJ-a doszło do prawdziwej tragedii. Gdy wokalista tańczył na scenie do swojego hitu "Billie Jean", efekty pirotechniczne zostały uruchomione za wcześnie, a włosy Jacksona zaczęły płonąć. Niczego nieświadomy król popu kontynuował swój występ do momentu, gdy w jego stronę na pomoc rzucili się współpracownicy. Piosenkarza przewieziono do szpitala, gdzie stwierdzono u niego poparzenia drugiego i trzeciego stopnia. Dzień ten miał na zawsze zmienić Michaela Jacksona.
Zobacz: Madonna dopięła swego. Czekała na to ponad 30 lat! O tym skandalu długo milczano
Michael Jackson zapłonął na scenie
Do wypadku na planie Pepsi doszło 27 stycznia 1984 roku. Groźny incydent miał całkowicie zmienić życie Michaela Jacksona. Jego bliscy uważają, że to właśnie wtedy król popu uzależnił się od leków przeciwbólowych. W związku z zaistniałą sytuacją Pepsi zaoferowała piosenkarzowi półtora miliona dolarów odszkodowania. On przekazał je jednak szpitalowi Brotman Medical Center, w którym był leczony. Po 25 latach od incydentu, w lipcu 2009 roku, do sieci trafiło szokujące nagranie, na którym widać, jak Michael Jackson płonie żywcem. Uwaga - tylko dla osób o mocnych nerwach.