Zamach z 11 września 2001 roku zapisał się na kartach historii jako jedno z najbardziej krwawych wydarzeń na świecie. Mało kto wie, że właśnie tego dnia, w jednej z wież, w które wleciały porwane przez terrorystów Al-Kaidy samoloty, spotkanie biznesowe miał mieć król popu Michael Jackson. Wokalista przebywał wówczas w Nowym Jorku w związku z odbywającymi się kolejno 7 i 10 września w Madison Square Garden koncertami. "Michael Jackson: 30th Anniversary Celebration", bo tak zatytułowane było spektakularne show artysty, stanowiło element celebracji jego 30-lecia na scenie. Pierwszy solowy singiel Jacksona, "Got to Be There", ukazał się właśnie w 1971 roku. Podczas widowiska królowi popu towarzyszyła plejada amerykańskich gwiazd. Przed rozhisteryzowaną publicznością zaprezentowali się m.in. Britney Spears (zaśpiewała z Jacksonem jego hit "The Way You Make Me Feel), Usher czy Destiny's Child. 11 września wokalista miał mieć natomiast umówione spotkanie właśnie w World Trade Center. Jak wyznał jego brat, nie dotarł na nie, bo zaspał.
Jackson uniknął śmierci
Michael Jackson mógł zginąć w zamachu na wieże World Trade Center. 11 września miał tam zaplanowane spotkanie, na które nie dotarł. Jak zdradził brat króla popu, Jermaine Jackson, po prostu na nie zaspał.
Na szczęście nikt z nas nie miał pojęcia, że Michael miał tego ranka spotkać się na szczycie jednej z bliźniaczych wież. Dowiedzieliśmy się o tym dopiero, gdy matka zadzwoniła do hotelu, aby upewnić się, czy wszystko z nim w porządku. Ona, Rebbie i kilka innych osób zostawili go tam około 3:00 nad ranem. Odpowiedział: "Mamo, nic mi nie jest, dzięki tobie. Rozmawialiśmy tak długo, że zaspałem i spóźniłem się na spotkanie” - wyjawił w książce "Nie jesteś sam. Michael oczami brata".
Michael Jackson zmarł osiem lat później, 25 czerwca 2009 roku.