Gdy Britney Spears oficjalnie ogłosiła, że wydaje autobiografię, z jednej strony bardzo się ucieszyłem, a z drugiej... wystraszyłem. Widząc promocję w mediach społecznościowych, która opierała się głównie na publikowaniu zdjęć z legendarnych już występów Spears, obawiałem się tego, że "Kobieta, którą jestem" nie wniesie do mojego życia nic nowego, a będzie stanowić jedynie przyjemne podsumowanie tego wszystkiego, co jako jej wieloletni fan zdążyłem się już dowiedzieć, oglądając niezliczone ilości wywiadów z nią samą czy jej współpracownikami. Z drugiej strony głęboko wierzyłem, że Britney faktycznie wykorzysta daną jej na opowiedzenie własnej historii szansę, mając z tyłu głowy wszystkie posty (w większości usunięte) na Instagramie, w opisach do których mocno rozliczała się ze swoimi rodzicami oraz rodzeństwem. Poza tym - w 2008 roku zapowiedziała przecież, że wyda kiedyś dobrą, tajemniczą książkę.
Moje obawy zaczęły maleć, gdy w sieci zaczęły pojawiać się przedpremierowe fragmenty autobiografii, między innymi te dotyczące aborcji czy owianej złą sławą wśród fanów Spears rezydentury w Las Vegas. Początkowo chłonąłem je wszystkie. Z czasem, gdy pojawiało się ich coraz więcej, starałem się je ignorować, by nie psuć sobie radości z czytania. Nawet nie wiecie, jakie to było trudne! Przecież 3/4 mojego Instagrama, Facebooka i innych social mediów to BRITNEY SPEARS.
Książka Britney Spears - recenzja
"Kobieta, którą jestem" to sprawnie napisana (tu wielki szacunek dla osób, które przetłumaczyły ją na język polski!) i wciągająca od pierwszych stron historia jednej z największych ikon współczesnej popkultury. Plotki, jakoby Britney miała nawet nie brać udziału w jej powstaniu, zostają zdementowane właściwie już na samym początku, gdy gwiazda z niezwykłą dbałością o detale opowiada o swoim dzieciństwie i latach spędzonych w Kentwood w Luizjanie, gdzie również miałem okazję być, dzięki czemu mogę teraz przyznać, że mimo upływu lat, raczej niewiele się tam zmieniło.
To, co urzeka mnie w całej narracji najbardziej, to chyba to, że Britney, mimo wieloletniego braku doceniania ze strony branży, ciągłych uszczypliwości ze strony kolegów i koleżanek oraz ogólnie złej prasy, ma świadomość tego, że naprawdę wiele osiągnęła. Nie mamy tu do czynienia z ciągłym wychwalaniem swoich zasług, a takie autobiografie też czytałem, natomiast kiedy trzeba, Britney z pełną świadomością potrafi napisać: "tak, byłam wtedy największą gwiazdą na świecie". Z faktami się nie dyskutuje, co nie?
Na prawie 280 stronach Spears udziela odpowiedzi na właściwie 85% pytań, jakie na przestrzeni lat zadawali sobie jej fani i obserwatorzy. Dowiadujemy się, dlaczego postanowiła wziąć ślub z kolegą z rodzinnych stron, co urzekło ją w Kevinie Federlinie, za co ma żal do Justina Timberlake'a, dlaczego ogoliła się na łyso, jak wyglądały kulisy jej występu na gali MTV VMA 2007, z czego wynikał widoczny na scenie brak zaangażowania, z czym wiązała się kuratela oraz - czy planuje powrót do muzyki. Nie brakuje też odniesień do zakończonych w tajemnicznych okolicznościach relacji z Jasonem Trawickiem czy Charliem Ebersolem.
Czytając "Kobietę, którą jestem", trudno nie sympatyzować z Britney, jak również jej nie współczuć. Piosenkarka daje się poznać jako zabawna, bystra i mająca dystans do siebie oraz otaczającego ją świata kobieta, która wcale nie jest ofiarą spełnionych w młodym wieku marzeń, jak często się o niej mówi, a toksycznej rodziny i czasów, w których przyszło jej zaczynać. Czasów, kiedy w mainstreamie nie było aktywistów, nie mówiło się głośno o depresji, body-shaming był normą, a tabloidy i media plotkarskie dopiero uczyły się wyznaczać granice. Często właśnie na przykładzie Britney Spears. Wymowny w kontekście tego wszystkiego, o czym piszę, wydaje się być fragment poświęcony Paris Hilton, którą Brit przedstawia jako jedną z niewielu życzliwych jej w tamtych pełnych zawirowań chwilach osób, a o której rzekomo złym wpływie na nią rozpisywały się media. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że w pewnym momencie całemu światu wydawało się, że ma Britney Spears na własność.
Ludzie często pytają mnie, za co tak naprawdę uwielbiam Britney Spears. Co sprawiło, że zostałem fanem właśnie jej, a nie którejś z innych, być może radzących sobie aktualnie lepiej niż ona, artystek? Ta książka, "Kobieta, którą jestem", wydaje się być najlepszą odpowiedzią.