Wszystko zaczęło się 5 kwietnia, gdy uroczyście wystartował nowy punkt pod Galerią Krakowską, tuż przy Dworcu Głównym. Miejsce wydawało się strzałem w dziesiątkę, bo wokół gromadzi się mnóstwo ludzi, jest to dobra lokalizacja, duży ruch. Jednak jest pewne "ale". Szybko okazało się, że nie wszyscy są zachwyceni widokiem kolorowej budki z kebabem na tle zabytkowego Pałacu Wołodkowiczów. W sieci zawrzało. Radny Tomasz Pytko z Koalicji Ruchów Krakowskich nie owijał w bawełnę.
To są jakieś niedorzeczne jaja - napisał na Facebooku.
Oburzenie wyraziła też Monika Bogdanowska, była małopolska konserwator zabytków. Jej zdaniem Kraków powinien świecić przykładem, jeśli chodzi o przestrzeń publiczną, a tymczasem dostaliśmy kebaba przy zabytkach.
Zobacz też: Filip Chajzer usłyszał diagnozę, która mogła go zabić. Przypadek uratował mu życie!
Kebab Filipa Chajzera w Krakowie
Nieługo po tym, jak kebab dziennikarza się otworzył zaczęły się pytania o to, kto w ogóle pozwolił na ustawienie budki i dlaczego nikt nie skonsultował jej wyglądu z miastem. Jak się okazało, teren należy do Galerii Krakowskiej, a ta twierdzi, że miejsce od lat służy sezonowym punktom gastronomicznym. Formalnie więc wszystko było zgodnie z przepisami, ale mieszkańców to nie przekonało. Na całe zamieszanie zareagował sam Filip Chajzer. Na swoim Instagramie wrzucił wideo z komentarzem do sytuacji.
Jestem w szoku. Dostałem miejsce, ustawiłem się tam, gdzie pozwolono. Nie miałem pojęcia, że wzbudzi to takie emocje.
Zamiast jednak iść na wojnę, Filip postanowił zadziałać po swojemu.
Zamykam budkę w tej lokalizacji. Nie chcę się z nikim kłócić. Jeśli ktoś ma pomysł na inne miejsce – piszcie! Będę bardzo wdzięczny – mówił w nagraniu.
Podkreślał, że szanuje Kraków, jego historię i mieszkańców, i nie chce być źródłem złych emocji.
Robię ten biznes, żeby nieść radość. To projekt, który uratował mi życie. Kocham to, co robię, ale nie będę tego robić tam, gdzie ludzie nie chcą.