Anastazja Maciąg dała się poznać szerszej publiczności, biorąc udział w III edycji programu "The Voice Kids". Tam prowadzona przez Dawida Kwiatkowskiego dotarła właściwie do samego finału. Ostatecznie musiała jednak ustąpić miejsca Marcinowi Maciejczakowi. I choć wokalistka podkreśla, iż show było przygodą jej życia, a także pomogło jej w uwierzeniu w siebie, nie wszystko było tak kolorowe, jak można było zobaczyć na ekranie telewizorów. Piosenkarka przyznała wprost, że niektóre dzieci były przekonane o swojej wygranej. Jak można się łatwo domyślić, żadne z nich nie zwyciężyło.
Pierwszy typ dzieciaków, który mnie strasznie przerażał, to dzieci, które mówiły, że wygrają. Plot twist: żadna z tych osób nie wygrała, ale niektórzy byli w finale - zaczęła.
Wokalistka podkreśliła, że przysłowiowa "jazda" zaczęła się na etapie bitew.
Anastazja Maciąg o "The Voice Kids"
Chociaż w obrazku wszystko wyglądało pięknie, za kulisami "The Voice Kids" nierzadko panowała napięta atmosfera. Jak wyznała Maciąg, niektórzy uczestnicy od razu byli nastawieni na rozgłos i wygraną.
No i usłyszałyśmy ten wybór przy kamerach, to była taka naturalna reakcja, że się ucieszyłyśmy. Jedna grupa dostała piosenkę "Senorita". Kamery się włączają, a ta typiara, co jest ze mną w bitwie, powiedziała coś, na co ja bym w tamtym momencie nie wpadła. Ona mówi: "Ale szkoda, że nie mamy tamtej piosenki. Ich piosenka na pewno będzie się lepiej klikała". Miałam mocnego mindfucka, że ktoś w takiej sytuacji stresowej myśli w ogóle o tym, czy piosenka się będzie klikała czy nie. Ta jedna z dziewczyn, z którą byłam w bitwie, była bardzo, bardzo pewna siebie. (...) Wszystkim mówiła, że to ona wygra - kontynuowała.
Sytuacją, która najmocniej zapadła w głowie nastolatce, była ta, która miała miejsce na backstage'u.
Drugie zachowanie, które mnie tak zszokowało i zniesmaczyło... Była taka sytuacja, że siedzieliśmy na backstage'u naszą szóstką z drużyny Dawida i Ala [Tracz] siedziała u mnie na kolanach. Siedzimy, chillujemy i w pewnym momencie producent mówi, że włączą kamery, bo chcą mieć luźne przebitki, że siedzimy i rozmawiamy. Pewna osoba, w momencie, w którym odliczyli, wzięła Alę z moich kolan i przesadziła na swoje, żeby to dobrze wyglądało w kamerze. Kumacie to? (...) Ja nie potrafiłam tego przeprocesować w swojej głowie - dodała.
Zaskoczeni?