Bracia Kacperczyk wyruszyli w trasę po całej Polsce, promując przy tym swój trzeci krążek "Pokolenie Końca Świata". Pierwszym przystankiem na mapie był Torwar w Warszawie, na którym mogliśmy posłuchać i obejrzeć Kacperczyków w zupełnie nowej odsłonie. Tym razem na scenie pojawili się nie tylko Maciej i Paweł, ale także Franciszek Skorupka, Maciej Leśniak, Wojciech Błachnia i Mikołaj Gwozda - czyli muzycy, którzy poszerzyli skład zespołu o kolejne instrumenty. Przed pierwszym solowym koncertem na Torwarze oczekiwania były ogromne. Natomiast, z ręką na sercu, muszę przyznać, że zostałem pozytywnie zaskoczony. Śmiało można powiedzieć, że artyści zdali sprawdzian na piątkę z plusem.
Człowiek Wulkan, większy skład i dyskoteka. Tak wyglądał koncert braci Kacperczyk na Torwarze
Zanim bracia Kacperczyk pojawili się przed publicznością, to wcześniej rozgrzewał ją białostocki artysta Michał Anioł. Fani zespołu z pewnością kojarzą go chociażby z utworu "Bez żadnych szans". Trzeba przyznać, że z powodzeniem rozkręcił i przygotował słuchaczy na koncert gwiazdy wieczoru, serwując najpierw odrobinę wolniejsze, a później bardziej skoczne i klubowe propozycje. Co na plus, support nie grał krótko, ale nie grał też zbyt długo. Po prostu w sam raz. Były nawet osoby, które nie kojarzyły wcześniej artysty, a po występie podkreślali, że z chęcią zapoznają się lepiej z jego twórczością. To chyba najlepszy komplement dla Michała Anioła.
Po smacznej przystawce przyszedł czas na danie główne. I zanim przejdę do tego, co działo się podczas samego koncertu (a działo się naprawdę sporo!), to wcześniej warto wspomnieć o samej scenografii, na której, co tu dużo mówić, nie oszczędzano. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to oczywiście wielki wulkan na środku sceny, z którego co chwilę wylatywał gęsty dym. I tak, to ten sam wulkan, który towarzyszył Kacperczykom przez całą trzecią płytę, symbolizując koniec świata. Co ciekawe, nie zabrakło też Człowieka Wulkanu, który pojawił się dwa razy na telebimach, zabawiając publiczność, gdy zespół urządzał sobie przebieranki na backstage'u lub szykował na jedną z niespodzianek (o niej za chwilę). Wulkan to jednak nie wszystko, bo elementem scenografii były również "kamienie", obity dechami klawiszowiec (a właściwie jego instrumenty) oraz dwie wielkie dłonie na dwóch końcach sceny. Na jej środku grali dodatkowi muzycy, o których wspomniałem na wstępie artykułu, a bracia rozstawili się klasycznie po dwóch stronach. Warto jeszcze wspomnieć o oświetleniu, które było dopasowane do granych utworów i nadawało klimat. Nad widownią wisiała też kula dyskotekowa, a zaraz obok niej dziesiątki balonów, które w pewnym momencie spadły na płytę obiektu.
Liczne niespodzianki i wyjątkowi goście
Skład Kacperczyków został poszerzony nie tylko o dodatkowych muzyków, których mogliśmy oglądać praktycznie przy każdej piosence, bo... pojawił się również chór! W jego składzie znaleźli się Grzegorz Duszak, Kuba Dobrzański, Aleksandra Węglewicz, Renata Tuszyńska, Justyna Jarzębińska oraz Klaudia Borczyk.
Podczas warszawskiego koncertu pojawiło się dodatkowo aż 8 popularnych artystów. Poza Michałem Aniołem, byli to Julia Pośnik, Artur Rojek, Ralph Kaminski, WaluśKraksaKryzys oraz raperzy Szczyl, Solar i Żabson. Ten ostatni wykonał z braćmi "Pustkę", którą mogliśmy usłyszeć na projekcie Hotel Maffija. Żabson nie ukrywał też, że jest dumny z chłopaków i poleciała mu łezka za kulisami. Dodał, że liczy na wspólny, punkowy numer z Kacperczykami w przyszłości. Szczyl z WalusiemKrakskąKryzys wykonali oczywiście "Wstałem lewą nogą", a "Syn okiennika" z Arturem Rojkiem zbudował taką atmosferę, że wielu fanom poleciały łzy.
Jedną z największych niespodzianek było... zagranie na samym środku płyty wśród fanów. W pewnym momencie zespół zszedł ze sceny, zgasło światło, a na telebimach pojawił się Człowiek Wulkan. Po chwili, gdy światła zapaliły się ponownie, bracia z zespołem nagle znaleźli się na na dole, blisko swoich słuchaczy. Wykonali tutaj m.in. "Artystę z ASP" w wersji bez prądu i akordeonem. I szczerze? Według mnie powinni zrobić całą trasę właśnie w takiej aranżacji! To jednak nie wszystko. Będąc jeszcze wśród fanów, Maciej zakomunikował, że Paweł ma zaraz urodziny i wręczył mu bukiet kwiatów. Po chwili wszyscy zaczęli śpiewać gromkie "Sto lat", aż na twarzy solenizanta pojawił się uśmiech połączony z zawstydzeniem. Co do samego koncertu, ale ciągle pozostając przy niespodziankach, to warto dodać jeszcze, że na "Awionetkach" w stronę publiczności leciały samoloty, które Maciek rzucał ze sceny. Nie zabrakło też Solara wręczającego chłopakom złotą płytę oraz spadającego konfetti, podczas wykonywania niektórych utworów i małej zmiany garderoby w drugiej połowie występu.
Podsumowanie koncertu na Torwarze. Warto było szaleć tak?
Bracia Kacperczyk zafundowali cały pakiet - od mocnego gitarowego grania, na folku, popie i rapie kończąc. Wszystko było grane na żywca i brzmiało bardzo dobrze. Właściwie trudno się do czegoś przyczepić, bo jak ktoś zna twórczość zespołu, to wiedział na co się pisze i czego się spodziewać. Tutaj zespół właściwie przerósł oczekiwania, zagrał aż około dwugodzinny set, który nie nudził, był dobrze wyważony i zawierał numery z każdego albumu. Kacperczyki są w dobrej formie. A jeżeli nie wierzycie, to najlepiej samemu się przekonać. Jak tak będzie na całej "Trasie Końca Świata", to panowie zawiesili sobie poprzeczkę wysoko na kolejne koncerty w przyszłości. A takich nie zabraknie, na pewno. W końcu czwarte wydawnictwo widać już na horyzoncie.