Orange Warsaw Festival 2022 już za nami. Drugi dzień muzycznej imprezy, która odbyła się po dwóch latach przerwy spowodowanej sytuacją epidemiologiczną w naszym kraju, przyciągnęła tysiące stęsknionych za graniem na żywo festiwalowiczów. Spora część z nich pojawiła się na wydarzeniu w jednym celu - by zobaczyć koncert Florence and the Machine. Jak udało mi się później dowiedzieć, niektórzy fani koczowali pod Orange Stage już od godziny 15:00, czyli od otwarcia bramek na Torze Wyścigów Konnych Służewiec, by być jak najbliżej idolki. Biorąc pod uwagę to, co zadziało się po 23:00, raczej nie żałowali długich godzin spędzonych właściwie w bezruchu. Postać Florence Welch obrosła w naszym kraju niemal kultem. Za każdym razem, gdy gwiazda i jej zespół ogłaszają koncert w Polsce, przyciągają prawdziwe tłumy z wiankami na głowach i obsypanych brokatem. Nie inaczej było i tym razem. Florence dała show, jakiego długo nie zapomnę ja oraz tysiące osób pod sceną, które przyszły zobaczyć to spektakularne widowisko pełne radości i wzruszeń.
Orange Warsaw Festival 2022, czyli dwa dni beztroskiego szaleństwa. Działo się!
Florence and the Machine na OWF 2022
Jej koncert był gwoździem programu Orange Warsaw Festival 2022 i to dosłownie. Wokalistka wraz z bandem pojawili się na scenie niedługo po godzinie 23:00 i od razu zaczęli z wysokiego C, prezentując doskonale znany fanom singiel Heaven Is Here z najnowszego albumu. Właściwie piosenki pochodzące z Dance Fever zdominowały pierwszą połowę koncertu. Nie stanowiło to jednak problemu dla osób, które nie są na bieżąco z twórczością grupy. Wręcz przeciwnie! Uczestnicy koncertu szybko poczuli vibe Florence i mimo braku znajomości tekstów dali się ponieść energii, jaka emanowała od wokalistki.
Welch początkowo sprawiała wrażenie bardzo skupionej. Jako że był to mój pierwszy koncert Florence and the Machine, pomyślałem sobie, że ta surowość musi być tym, co przyciąga jej wielbicieli. Jakie było moje zaskoczenie, gdy artystka już podczas What Kind Of Man zbiegła do fanów i zaczęła obdarowywać ich szerokimi uśmiechami. Z minuty na minutę radość była jeszcze bardziej widoczna.
Florence regularnie zapewniała, że uwielbia grać dla Polski i nie mogła wyobrazić sobie lepszego startu, jeśli chodzi o zaplanowane na ten rok letnie festiwale muzyczne. Polska publiczność mogła czuć się mocno wyróżniona, gdyż gwiazda kilka ze swoich piosenek wykonała po raz pierwszy na żywo (Dream Girl Evil) bądź po bardzo, bardzo długim czasie. Jak wyznała, fani zawsze sprawiają, że utwory, które chciałaby od siebie oddalić powracają do niej, dzięki czemu może na nie spojrzeć zupełnie inaczej i ponownie cieszyć się z wykonywania ich na scenie.
Za każdym razem, gdy artystka zbiegała do fanów, na ich twarzach malował się cały wachlarz emocji. Jedni stali jak osłupieni, drudzy w skupieniu próbowali zrobić idealne selfie, trzeci płakali ze wzruszenia, a jeszcze inni uśmiechali się jak najszerzej potrafią. Jak to bywa w przypadku polskiego fandomu Florence and the Machine, nie obyło się bez akcji koncertowej, która polegała na wzniesieniu w górę nawiązujących do kultury słowiańskiej wstążeczek podczas piosenki Free. Wokalista zadedykowała swój występ pogrążonej w wojnie Ukrainie.
Jak się okazało, dla Florence gwarancją dobrego show są także... rany, jakie powstają w efekcie jej scenicznych szaleństw. I tych nie zabrakło! Gwiazda, która występuje boso, skaleczyła się o wystający gwóźdź. Mimo tego Welch kontynuowała koncert jak gdyby nic się nie stało, jasno dając do zrozumienia fanom, że energia, jaką jej dostarczają, to jej motor napędowy. Za każdym razem, gdy gramy show w Polsce, mamy wrażenie, jakbyśmy sami je oglądali - wyznała wyraźnie poruszona.
W przypadku Florence i jej fanów to miłość odwzajemniona. Nawet trudno jasno określić, kto kocha bardziej.