Andrzej Konopka, w rozmowie z Marcinem Mellerem, opowiedział m.in. o swojej niechęci do castingów, aktorskich marzeniach i tym, dlaczego często obsadzany jest w rolach policjantów, komendantów, służb i prokuratorów. Wyjawił również, że w Szkole Teatralnej przylgnęła do niego ksywka "Lisu". Aktor, w Esce Rock, zdradził nawet, że przez trzy lata mieszkał wraz z Tomaszem Karolakiem. Nie zabrakło historii dotyczących początków kariery czy pracy jako montażysta w teatrze.
Jednak w pewnym momencie Andrzej Konopka postanowił otworzyć się jeszcze bardziej i opowiedział mrożącą krew w żyłach historię swojego wypadku. Okazuje się, że gdy nie miał nawet dwóch lat, trafił do szpitala, a jego życie było zagrożone.
Zobacz też: "Przesmyk" - obsada, opis serialu Max Orginal
Andrzej Konopka - wypadek
Aktor, gdy miał zaledwie półtora roku, wylał na siebie kubek wrzątku. Zdradził, że miał na sobie wtedy koszulkę, która pod wypływem wrzącej wody wtopiła się w jego ciało.
Do tego jeszcze doszła jakaś niekompetentna lekarka z naszego ośrodka, która przybiegła, bo sytuacja była tragiczna, i zerwała ze mnie tę koszulkę i na te rany otwarte wlała pół litra spirytusu.
W efekcie Andrzej Konopka trafił do szpitala i przez kolejne kilka dni nie było wiadomo, czy przeżyje. Dodatkowo, przez kolejne kilkanaście lat musiał jeździć po szpitalach, by powrócić do pełnej sprawności.
Ale jakiś byłem taki twardy i przeżyłem, ale sprawa miała kontynuację w kolejnych moich pobytach w szpitalach - Radom, Kielce, w końcu Warszawa i Instytut Matki i I dziecka. To się chyba wydarzyło jak miałem już 13 czy 14 lat, więc faktycznie, to bardzo długo trwało.
To się źle goiło. Potem się zagoiło, ale ja miałem przyrośniętą głowę tak naprawdę do ramienia. Nawet teraz jak gdzieś tam stanę pod ścianą, to widzę, że mam to ramię trochę wyżej - dodał.