Gdy Luke Perry trafił pod koniec lutego do szpitala w Kalifornii, nikt nie spodziewał się jeszcze, że jego stan był aż tak poważny. Aktor trafił do ośrodka medycznego w Kalifornii po tym, jak przeszedł rozległy udar mózgu. Po kilku dniach w śpiączce zmarł. Teraz na jaw wychodzą kulisy tych tragicznych wydarzeń.
Przez cały czas, w którym Luke Perry leżał w szpitalu, przy jego łóżku czuwali najbliżsi - narzeczona Wendy Madison Bauer, 21-letni syn Jack, 18-letnia córka Sophie (dzieci z małżeństwa aktora z Minnie Sharp), matka oraz pozostali członkowie jego rodziny. I gdy lekarze oświadczyli, że u Luke'a Perry'ego nastąpiła śmierć mózgu, to właśnie oni stanęli przed najtrudniejszą decyzją w życiu.
Luke Perry nie miał szans na wyleczenie
Jak informuje Us Weekly, zgodnie z procedurami to bliscy Luke'a Perry'ego musieli zadecydować o odłączeniu go od aparatury podtrzymującej życie. Śmierć mózgu jest bowiem jednoznaczna ze śmiercią osoby i sztuczne podtrzymywanie czynności innych narządów i organów nie może jej już pomóc.
Rodzina Luke'a Perry'ego miała nadzieję, że po 48 godzinach będą mogli go odłączyć. On jednak się nie obudził. To była wyniszczająca decyzja.
- czytamy.
Luke Perry miał 52 lata. Popularność zdobył w latach 90. za sprawą roli Dylana w serialu dla młodzieży Beverly Hills 90210. Ostatnio można było oglądać go w Riverdale. Ekipa serialu zapowiedziała już, że w pierwszym odcinku nakręconym po jego śmierci, aktor zostanie upamiętniony.
>> Luke Perry w 1. odc. Riverdale po jego śmierci. Ekipa ponownie składa hołd zmarłemu
Zobacz też:

Autor: Andrew H. Walker/Variety/REX/Shutterstock/EAST NEWS
Luke Perry nie żyje. Narzeczona i bliscy byli przy nim do końca

i