Na Sandrę Kubicką spadła fala krytyki, gdy pochwaliła się w mediach społecznościowych nową pracą. Dostała angaż w programie Telewizji Polskiej "Love me or leave me". Modelka jakiś czas wcześniej zapewniała, że nigdy nie podjęłaby się pracy w publicznej stacji, ze względu na poglądy, jakie prezentuje TVP.
Uwierzcie mi, ten program zmieni Wasze poglądy. Na pewno nie zobaczycie tutaj wulgaryzmu, natomiast zobaczycie wiele pięknych emocji. Jestem OGROMNIE DUMNA z tego projektu. Tak bardzo dziękuje wszystkim którzy mi zaufali i widzieli mnie w tej roli. Sama przeszłam kilka ciężkich związków które dały mi dużo do myślenia. Staram się pomagać i wspierać innych w tym temacie. Taka również była moja rola w tym programie - mogliśmy przeczytać na Instagramie.
Fani zarzucili sandrze hipokryzję. Zarzucono jej również, że pracę "załatwił" jej Baron, który od lat związany jest ze stacją.
Sandra nie powiedziała Baronowi, że startuje w castingu
Sandra Kubicka odparła ataki internautów zabierając głos w tej sprawie. Dokładnie wytłumaczyła, jak zdobyła posadę w TVP. Zapewniła również, że Baron nawet nie wiedział, że startuje w castingu.
Było sporo innych kobiet, które były chętne na tę rolę i musiałam pójść na casting, nie znając jeszcze szczegółów. Wiedziałam, że jest to program o miłości i o parach. Nie powiedziałam Alkowi o tym, poszłam, dostałam się i byłam przeszczęśliwa - powiedziała w rozmowie z "Onetem".
Sandra Kubicka nie ukrywa, że zawsze chciała pracować w telewizji, a kiedy nadarzyła się taka okazja, nie zastanawiała się ani chwili. Tym bardziej, że ten format jest dokładnie to o czym marzyła. W "Love me or leave me" osiem par stanie przed wyzwaniami, które wcześniej, czy później pojawiają się w większości związków. Wszystko odbywać się będzie pod czujnym okiem psychologów i ekspertów od budowania relacji. Sandra przeszła wiele burzliwych związków, miłosnych wzlotów i upadków, dlatego też ma nadzieję, że oprócz pełnienia roli prowadzącej, będzie wspaniałą doradczynią w sprawach sercowych.