Dwa miesiące po śmierci Nayi Rivery amerykańskie media opublikowały nowe ustalenia władz na temat tego, co mogło wydarzyć się 8 lipca na jeziorze Piru.
Poszukiwania aktorki trwały ponad tydzień. Wiadomo było, że Naya Rivera wypłynęła na jezioro w towarzystwie swojego 4-letniego synka. Chłopiec zeznał, że mama weszła do wody, aby popływać. Niestety nigdy nie powróciła na łódź.
Po odnalezieniu ciała aktorki władze wykonały sekcję zwłok i badania toksykologiczne. Teraz do sieci trafiły wyniki tych badań.
Naya Rivera wołała o pomoc
O nowym raporcie na temat przyczyn śmierci Nayi Rivery pisze m.in. redakcja CNN. Dowiadujemy się z niego, że syn aktorki widział, jak jego mama woła o pomoc.
Co jeszcze ustalili śledczy?
Autorzy raportu wskazują, że Naya Rivera potrafiła dobrze pływać, jednak od pewnego czasu po wejściu do wody cierpiała na zawroty głowy. Niewykluczone, że to właśnie ta przypadłość przyczyniła się do śmierci gwiazdy.
Udostępniony mediom raport zawiera także wyniki badań toksykologicznych. Wynika z niego jednoznacznie, że do śmierci Nayi Rivery nie przyczyniło się zażycie żadnych leków ani narkotyków. W ciele aktorki wykryto jedynie śladowe ilości diazepamu i amfetaminy. Pierwszy z tych środków pochodzi z leków przeciwlękowych, a drugi aktorka brała z przepisu lekarza.
Naya Rivera uratowała syna. Sama utonęła
Śledczy potwierdzili wcześniejsze ustalenia, według których Naya Rivera zdołała pomóc swojemu czteroletniemu synkowi dostać się na łódź. Jej samej niestety nie udało się już wejść na pokład motorówki.
Z ustaleń władz wynika, że chłopiec widział, jak jego mama unosi ręce i woła o pomoc. Następnie kobieta zniknęła pod wodą.