Mischa Barton trafiła w środę do szpitala na oddział psychiatryczny po tym, jak jej sąsiedzi zadzwonili na pogotowie, twierdząc, że aktorka dziwnie się zachowuje. Gwiazda miała wyjść na balkon i krzyczeć. Sama Mischa Barton twierdzi, że sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Swoje zachowanie tłumaczy tabletką gwałtu, jaką ktoś miał podrzucić jej na imprezie urodzinowej. Szczegóły opisaliśmy Wam TUTAJ:
>>Mischa Barton została ODURZONA NARKOTYKAMI! Ktoś podrzucił jej tabletkę gwałtu! <<
Wiele wskazuje na to, że wersja samej aktorki mocno rozmija się z prawdą. Świadczą o tym relacje jej sąsiadów. Ci utrzymują, że aktorka od prawie roku zachowuje się, jakby miała problemy psychiczne.
Mischa Barton mieszka w apartamentowcu w West Hollywood. Jej sąsiedzi twierdzą, że z jej mieszkania regularnie dobiegają dziwne hałasy. Aktorka wychodzi na taras i donośnie płacze i na cały głos wykrzykuje bezsensowne rzeczy. Regularnie też siedzi po nocach na tarasie, ogląda Netflix i rechocze sama do siebie najgłośniej, jak się da. Całe jej patio tonie ponoć w śmieciach. Ponadto Mischa Barton urządza ponoć imprezy, które potrafią trwać po kilka dni! Niestety, aktorka - według relacji osób mieszkających koło niej, zaniedbuje też swojego psa. Zostawia go na zewnątrz i zapomina o nim na długi czas.
Wygląda na to, że napad, który w środę doprowadził do hospitalizacji aktorki, nie był odosobnionym przypadkiem... świadkowie twierdzą, że Mischa Barton wyraźnie przedawkowała narkotyki i zachowywała się tak, jakby chciała wyskoczyć z balkonu.
Dodajmy, że już kilka lat temu mówiło się o uzależnieniu Barton od narkotyków oraz jej próbie samobójczej. Ostatnie doniesienia w świetle tych faktów brzmią tym bardziej niepokojąco...

i

i