Decyzja Meghan Markle i księcia Harry'ego o przeprowadzce do Los Angeles wzbudziła wśród ich fanów mieszane uczucia. Gdy para bowiem odchodziła z rodziny królewskiej, ogłaszała, że marzy o życiu z dala od mediów - tymczasem nie na bardziej naszpikowanego paparazzimi miejsca na świecie niż właśnie LA. Sussexowie szybko się o tym przekonali, oglądając niedawno nad posiadłością, w której mieszkają, drony z zamontowanymi aparatami.
Gdy Meghan i Harry przenieśli się do USA, paparazzi nie ukrywali zresztą, że para będzie dla nich najgorętszym "towarem". Za prywatne zdjęcia ex-książąt fotografowie spodziewają się olbrzymich sum od tabloidów i są w stanie zrobić wiele, by je zdobyć. Po przygodzie z dronami para postanowiła zabezpieczyć się przed ciekawskimi jeszcze bardziej i zatrudniła nową ekipę ochroniarską.
Meghan Markle i książę Harry z nową ochroną
Obecnie Meghan Markle i książę Harry wciąż mieszkają w Los Angeles w posiadłości należącej do Tylera Perry'ego. Aktor użyczył parze jeden ze swoich domów na czas poszukiwań ich wymarzonego gniazdka - nie wiadomo jednak, czy książęta mieszkają tam w ramach prezentu czy też płacą znanemu znajomemu za wynajem.
Teraz Meghan i Harry jeszcze raz skorzystali z pomocy Tylera Perry'ego i po "ataku" dronów zatrudnili ekipę ochroniarzy, którzy pracowali również dla aktora. Para ma nadzieję, że zespół - który już ochraniał przecież posiadłość i zna ją na własną kieszeń - poradzi sobie z ochroną małżonków i ich syna przed paparazzimi. Jak donosi też StyleCaster, za dodatkową ochronę Meghan Markle i książę Harry płacą z własnych pieniędzy.
Myślicie, że naprawdę uda im się zachować prywatność w Hollywood?