Decyzja Meghan Markle i księcia Harry'ego o tym, by wyjechać na święta Bożego Narodzenia z Wielkiej Brytanii, spotkała się ze sporym zaskoczeniem i słowami krytyki. Książęta Sussexu, którzy wiosną zostali po raz pierwszy rodzicami, nie skorzystali tym razem z zaproszenia od królowej do Sandringham i wyjechali do Ameryki Północnej, gdzie spędzili już ponad miesiąc.
Część komentatorów ostro skrytykowała tę decyzję, przypominając, że królowa Elżbieta II ma już 93 lata, a jej mąż, książę Filip - 98 i mogła to być ostatnia okazja, by spędzili święta z najmłodszym prawnukiem. Wyjazd Meghan i Harry'ego najwyraźniej nie spodobał się również samej monarchini, która nie umieściła ich zdjęcia na biurku, przy którym usiadła, nagrywając życzenia dla poddanych.
Meghan Markle i książę Harry w Vancouver
Tymczasem ostatnie dni Meghan Markle i książę Harry spędzili w Vancouver. Książęcą parę widziano w prywatnym ośrodku Deep Cove Chalet, a ich obecność potwierdzili właściciele obiektu.
Horth Hill stało się teraz bardzo popularnym miejscem. A oni biegają, więc ich widziano. To trochę ekscytujące. Mam nadzieję, że wszystko u nich dobrze. Odrywają się od tradycji i życzę im wszystkiego najlepszego.
- zdradził współwłaściciel ośrodka, Bev Koffel. Co ciekawe, nikt nie wspomina o obecności Dorii Ragland, która miała - według planów - spędzić święta z Sussexami.
Jak dotąd Pałac Buckingham nie zdradził planów Meghan Markle i księcia Harry'ego na Sylwestra i Nowy Rok. Wszystko wskazuje jednak na to, że przed styczniem para nie wróci do Wielkiej Brytanii.