Amerykańskie media donoszą, że Meghan Markle i książę Harry oraz ich mały synek Archie zostali zaatakowani przez paparazzich na terenie własnej posiadłości! Na nic podwójne ogrodzenia i dodatkowa ochrona, skoro wróg sięga po nowe technologie. W ruch poszły drony, z których ciekawscy fotoreporterzy próbują uwiecznić prywatne życie Harry'ego i Meghan.
TO NIELEGALNE, ALE SKUTECZNE
W poniedziałek 25 maja Meghan Markle i książę Harry wraz z małym Archiem świętowali we własnym ogródku Memorial Day, czyli amerykańskie święto upamiętniające żołnierzy, którzy zginęli podczas pełnienia służby.
Niestety spokój książęcej pary zakłócony został w pewnym momencie przez bzyczącą nad głowami maszynkę, która niespodziewanie pojawiła się kilkanaście metrów nad nową posiadłością Sussexów. Oczywiście Harry i Meghan nie mieli pojęcia, jak bronić się przed fruwającym nad nimi dronem - jedynym wyjściem było schronienie się wewnątrz domu. O dalszym świętowaniu nie było już rzecz jasna mowy.
Niestety amerykańskie media donoszą, że nie był to pierwszy taki przypadek! Tylko w ostatnich dwóch tygodniach dom Meghan i Harry'ego atakowany był z powietrza aż pięciokrotnie! Incydenty z dronami nad głowami książęcej pary powtórzyły się 9, 19, 20, 21 i 25 maja!
Co ciekawe, filmowanie prywatnego życia bez zgody oraz naruszanie przestrzeni powietrznej bezpośrednio nad terenem cudzej posiadłości są w Kalifornii nielegalne. Problem w tym, że to bardzo skuteczne narzędzie, a filmowanym osobom niezwykle trudno złapać operatora drona na gorącym uczynku. Zanim na miejscu pojawi się patrol policji, dron zazwyczaj odlatuje, a jego właściciel może z powodzeniem znajdować się nawet kilka ulic dalej.
Problemem nie jest zresztą tylko samo naruszenie prywatności. Książęca para ma prawo obawiać się też o własne życie.
Kiedy widzą nadlatujące nad nimi drony, mogą zgadywać, że sterują nimi fotoreporterzy. Ale tak nie musi być.
Meghan od dnia swojego ślubu otrzymuje pogróżki śmierci na tle rasistowskim, a więc w ich przypadku akty terrorystyczne są bardzo prawdopodobnym scenariuszem
- czytamy cytowaną w Daily Beast opinię eksperta.