Książę Harry i Meghan Markle zdecydowali się opuścić Wyspy i zrezygnować z obowiązków i przywilejów członków rodziny królewskiej, aby skupić się na życiu rodzinnym i chronić własną prywatność. Głównym powodem tzw. Megxitu miały być ataki na księżną, jakich dopuszczały się brytyjskie tabloidy.
Czy jednak na nowej drodze życia Meghan i Harry odnajdą spokój? Wiele wskazuje na to, że mogą poczuć ogromne rozczarowanie. Amerykański fotograf i ekspert zajmujący się pracą paparazzich twierdzi wręcz, że książęca para spadła "z deszczu pod rynnę".
Czy przeprowadzając się do USA książę Harry i jego żona popełnili największy błąd w swoim życiu?
Amerykański fotoreporter Mark Karloff prowadzący podcast poświęcony pracy paparazzich wypowiedział się ostatnio na temat tego, co może w najbliższym czasie czekać książęcą parę w Stanach Zjednoczonych.
Jego zdaniem przyszłość Sussexów nie rysuje się w USA zbyt różowo. Kłopoty, jakich doświadczyli ze strony agresywnej prasy na Wyspach, mogą być niczym w porównaniu z tym, co czeka ich w Kalifornii.
Zdaniem eksperta w samym Los Angeles żyje i pracuje od 200 do 300 fotografów, którzy niczym myśliwi wyruszą na łowy, w których zwierzyną staną się Harry i Meghan.
Zdaniem Marka Karloffa paparazzi będą dosłownie koczować przed wjazdem do Serra Retreat, osiedla w Malibu, na którym osiedlili się książę Harry i Meghan Markle.
Czy książęca para zniesie taką codzienność? Fotograf obawia się, że Harry'emu i Meghan może być bardzo ciężko, skoro już media na Wyspach zmusiły ich do ucieczki. Dodajmy, że wciąż nie wiadomo, skąd książę i jego rodzina wezmą pieniądze na ochronę. Finansowania amerykańskich bodyguardów Sussexów odmawia zarówno królowa, jak i amerykański prezydent Donald Trump.