4 marca 2019 zostanie zapamiętany jako wyjątkowo smutny dzień dla światowego show biznesu. Tego właśnie dnia straciliśmy dwie gwiazdy-ikony: Keitha Flinta z grupy The Prodigy oraz idola nastolatek sprzed lat, Luke'a Perry'ego. Śmierć aktora wstrząsnęła jego bliskimi i przyjaciółmi. Odejście 52-letniego aktora Riverdale zasmuciło też jego kolegów z planu.
>> Luke Perry NIE ŻYJE. Aktor Beverly Hills 90210 zmarł w szpitalu [NOWE SZCZEGÓŁY]
Luke Perry wcielał się w serialu Riverdale w postać Freda Andrewsa - ojca głównego bohatera Archie Andrewsa. Postać była bardzo lubiana przez fanów serialu - Luke Perry odgrywał jedną z najbardziej stąpających po ziemi postaci, która większość czasu spędzała na zamartwianiu się o swojego syna. Śmierć aktora wstrząsnęła twórcami i aktorami serialu. Po tragicznej informacji wydali oni specjalne oświadczenie.
Luke Perry nie żyje. Aktorzy Riverdale w szoku
Jesteśmy głęboko zasmuceni informacją o odejściu Luke'a Perry'ego. Jako ukochany członek Riverdale, Warner Bros. i rodziny CW, Luke był wszystkim, czym miałby nadzieję, że będzie: niesamowicie opiekuńczym, wytrawnym profesjonalistą o gigantycznym sercu i prawdziwym przyjacielem dla wszystkich. Jako ojciec i mentor młodych aktorów, Luke był niesamowicie hojny, miał w sobie miłość i życzliwość. Nasze myśli są z rodziną Luke'a w tym najtrudniejszym czasie.
- czytamy w oświadczeniu twórców Riverdale.
Luke'a Perry'ego na swoim profilu wspomina też koleżanka z planu serialu, Molly Ringwald.
Mam złamane serce. Będę bardzo za tobą tęsknić. Przesyłam swoją miłość do twojej rodziny.
- napisała aktorka.
Luke Perry miał 52 lata.
Zobacz też:
Luke Perry nie żyje. Narzeczona i bliscy byli przy nim do końca