Kobe Bryant i pozostałe osoby obecne na pokładzie jego śmigłowca mogłyby żyć, gdyby maszyna była wyposażona w zalecany system ostrzegania przed zbliżającym się terenem. Tak w wielkim skrócie brzmią wnioski na temat katastrofy helikoptera koszykarza. Przypomnijmy, że Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu USA ujawniła wstępne przyczyny katastrofy, jaka wydarzyła się 26 stycznia w pobliżu Calabasas pod Los Angeles.
Tragiczna śmierć Kobe Bryanta, jego 13-letniej córki oraz 7 innych osób lecących wraz ze sportowcem na mecz juniorskiej drużyny koszykarek wciąż nie schodzi z czołówek amerykańskich serwisów. Media i fani nie przestają zadawać pytań dotyczących katastrofy. Czy można jej było uniknąć? Dlaczego pilot nie wiedział, że helikopter wlatuje wprost na zbocze góry?
WIEKOWY HELIKOPTER BEZ SYSTEMU OSTRZEGANIA
Jak już donosiliśmy na Hotplota.pl, z ustaleń NTSB wynika wprost, że do katastrofy helikoptera Kobe Bryanta nie doszłoby, gdyby jego śmigłowiec był wyposażony w system ostrzegania o zbliżającym się terenie. Amerykańska prasa pisze dziś o szczegółach na temat tych zabezpieczeń.
Okazuje się, że firma Sikorsky, producent śmigłowców S-76, jaki należał do Kobe Bryanta, od 2005 roku we wszystkich maszynach montuje system TAWS (Terrain Awareness and Warning System) w standardowym wyposażeniu.
Niestety, helikopter Kobe Bryanta był znacznie starszy - maszyna koszykarza wyprodukowana była w 1991 roku!
Amerykańskie media cytują przedstawicieli producenta śmigłowców Sikorsky, którzy zapewniają, że właściciele starszych modeli maszyn byli zachęcani do zamontowania systemu TAWS w swoich helikopterach.
Niestety nie znamy odpowiedzi na pytanie, czy Kobe Bryant zdawał sobie sprawę z braku TAWS w swoim śmigłowcu.