Kasia Kowalska ma za sobą trudne tygodnie. Po tym, jak gwiazda wrzuciła na Instagram poruszający filmik na temat hospitalizacji córki, spadły na nią gromy.
Pod koniec marca 2020 Kasia Kowalska opublikowała w sieci nagranie, w którym ze łzami w oczach mówi o ciężkim stanie 21-letniej Oli i apeluje do fanów, by stosowali się do zaleceń, związanych z izolacją społeczną. Tym samym gwiazda dała do zrozumienia, że jej córka może mieć koronawirusa. Po krótkim czasie Kasia usunęła nagranie, a potem okazało się, że Ola Joriadis jednak nie miała covid-19. I choć fani Kowalskiej poczuli wówczas ulgę, to znalazła się też spora grupa hejterów, która atakowała artystkę.
Kasia Kowalska o chorobie córki
Po fali hejtu na siebie, ale także pod adresem Oli, piosenkarka wyłączyła możliwość komentowania swoich postów na Instagramie. Dała też trollom wyraźnie do zrozumienia, jaki ma do nich stosunek.
Od tamtych wydarzeń minęło kilka tygodni. Kasia Kowalska ochłonęła i postanowiła opowiedzieć na spokojnie, co działo się w tamtym czasie w życiu jej i Oli.
Po publikacji pamiętnego nagrania Kasia Kowalska znalazła się w centrum zainteresowania.
Ludzie zaczynają węszyć, wysyłają paparazzi, chcą wiedzieć, jak wygląda zapłakana Kasia Kowalska, która np. wyrzuca śmieci, wychodząc z domu. Pytali, na co chora jest jej córka, jak się zaraziła. A może to narkomanka? (...) Niektórzy pisali, że moja córka przedawkowała. Nie będę tego komentować
- opowiada Kasia Kowalska w nowym wywiadzie dla magazynu Pani.
Gwiazda wyjaśnia też, że podejrzenie koronawirusa u Oli było jak najbardziej uzasadnione. Wszystko zaczęło się od objawów zwykłego przeziębienia. 21-latka miała jednak wysoką temperaturę.
Którejś nocy jej stan pogorszył się na tyle, że wezwały z koleżanką karetkę. Olę zabrano do pierwszego szpitala - tam stwierdzono, że ma zapalenie płuc.
- wspomina Kowalska. Ola Joriadis została szybko wypisana ze szpitala, jednak jej stan wciąż się pogarszał. Wtedy pogotowie po raz drugi zabrało dziewczynę do szpitala, a lekarze zaczęli podejrzewać koronawirusa. Ola trafiła do izolatki.
Ponieważ Joriadis brakowało tchu, lekarze zdecydowali o intubacji młodej kobiety. To właśnie wtedy znajomy lekarz namówił Kasię Kowalską na wystosowanie apelu w mediach społecznościowych. Dziś gwiazda przyznaje, że żałuje tamtej decyzji.
Wkrótce okazało się, że to nie covid-19 odpowiada za ostre objawy. Diagnoza jednak była równie niepokojąca.
Ostatecznie okazało się, że Ola miała agresywnego adenowirusa. Przez trzy tygodnie była w śpiączce. Zaczęła uczyć się wszystkiego od początku - chodzenia, ściskania rąk. Cały czas była rehabilitowana
- relacjonuje Kasia Kowalska w wywiadzie.
Dziś piosenkarka podchodzi z dystansem do hejterów, a nawet - jak przyznaje - wybacza im. Dla gwiazdy najważniejsze jest to, że dziś Ola jest już zupełnie zdrowa.