Janusz Walczuk w dość nietypowy sposób zadebiutował na polskim rynku muzycznym. W marcu 2021 roku jego album był szeroko promowany przez SBM Label i trafił do sprzedaży zanim ujawniono kim jest artysta. Dopiero w dniu premiery okazało się, iż jest nim właśnie Janusz Walczuk. Muzyk wcześniej nagrywał pod pseudonimem YahOO!, a także był realizatorem w Nobocoto Studio. Utalentowany raper szybko zyskał sympatię publiczności i stał się idolem młodego pokolenia. Współpracował z takimi muzykami jak Bedoes, Mata, Lanek, Jan-Rapowanie czy Nocny. Janusz nagrał również jeden numer z Ekipą Friza na płytę "Sezon 3". Kawałek nosi tytuł "Szlafroki".
Polecany artykuł:
Janusz Walczuk o pracoholizmie i atakach paniki
Janusz Walczuk na przestrzeni kilku lat stał się jednym z najbardziej utytułowanych realizatorów muzycznych oraz raperem. Zaczął być rozpoznawalny - zwłaszcza przez osoby z młodego pokolenia słuchaczy, którzy śledzą, co dzieje się w polskim rapie. Sława spadła na niego nagle, co sprawiło, że jego życie diametralnie się zmieniło. W wywiadzie z Żurnalistą przyznał, że nie zawsze udawało mu się udźwignąć ciężar popularności. nie ukrywał również, że prowadził mocno imprezowy tryb życia. Jednak, gdy poznał swoją obecną dziewczynę Klaudynę, zdał sobie sprawę, że chce to zmienić.
Stopniowo zaczynałem pracować nad sobą. (...) Coraz mniej widziałem zajawki w tym melanżu. (...) Mnie wiesz co zgubiło? W pewnym momencie dla mnie, kariera Janusza Walczuka i skupienie się na Januszu Walczuku było tak mocne, że ja myślałem tylko o tym, 24 na dobę. (...) Zaniżyło to mocno moją samoocenę - przyznał Janusz Walczuk.
Muzyk tak bardzo zafiksował się na swojej karierze, że zaczęły się liczyć tylko wyniki i statystyki. Doprowadziło to do pracoholizmu.
Ten pracoholizm zaczął mi mocno doskwierać, bo nawet czasami, jak rozmawiam z Klaudyną, moją dziewczyną, to ona czasami mówi, że "dobra, mam dość już tego, bo już półtorej godziny mi mówisz o jakichś rzeczach związanych z tobą, z twoją karierą, porozmawiajmy o czymś neutralnym" - dodał.
Szybka i duża kariera w młodym wieku mocno dała się we znaki Walczukowi, a każdy najmniejszy sukces wiązał się z celebracją i poznaniem ciemnej strony sławy. Raper wyznał, że w pewnym momencie pojawiły napady paniki.
W poprzednim roku miałem pierwszy raz miałem atak paniki. Miałem taki dzień. Rozpocząłem go negocjacjami w biurze. Udały się te negocjacje, więc stwierdziliśmy z dziewczyną, że jedziemy spontanicznie do Chałup pociągiem. (...) Wysiadłem w Gdyni, poszliśmy do Maka i tam wszyscy zaczęli sobie robić ze mną zdjęcia. Poszliśmy na peron, tam wszyscy zaczęli robić ze mną zdjęcia. Wsiedliśmy do pociągu i w drodze do Chałup nie było nigdzie miejsca, więc siedziałem sobie gdzieś na torbie. Laska mi zaczęła robić fotę z ukrycia. Potem wysiedliśmy w Chałupach. Mega dużo osób zaczęło "o Janusz, Janusz, możemy zdjęcia". Pojechaliśmy na camping, gdzie spaliśmy w przyczepie i tam ziomale "o siema Janusz, siema". Potem pojechaliśmy na koncert DIHO w klubie Solar i tam o godzinie trzeciej w nocy, jak jadłem sobie frytki i chciałem już świętego spokoju. Nagle zbierają się ludzie. Coraz więcej, coraz więcej. W pewnym momencie dziesięć osób, bo poprosiłem, żeby grupowo podchodzili. (...) I w pewnym momencie blackout, wyblurowanie świata, coś mówi do mnie Klaudyna, ja w ogóle nic nie słyszę i mówię "dobra, ja muszę stąd wyjść, bo przytłacza mnie tłum". Musiałem wyjść, pójść na plażę. Rozpłakałem się... (...) W tamtym momencie chciałem być każdą dowolną osobą na świecie poza Januszem Walczukiem i w tamtym momencie znienawidziłem totalnie postać, którą wykreowałem - opowiedział Walczuk.
Ataki paniki pojawiły się u muzyka jeszcze kilka razy. Zrozumiał, że cena bycia sławnym jest wysoka, dlatego warto zadbać o swoje zdrowie psychiczne. Pomogły mu konsultacje z psychologiem, do których przy okazji zachęcił wszystkich, którzy czuj, że potrzebują tego typu wsparcia.