Cały świat żyje tragedią, jaka wydarzyła się 26 stycznia 2020 na jednym ze wzgórz kalifornijskiego Calabasas. Właśnie tam rozbił się helikopter, którym podróżowali Kobe Bryant, jego 13-letnia córka Gianna, a także siedem innych osób (w tym dwie koleżanki Gianny z młodzieżowej drużyny koszykarskiej Mamba, ich rodzice, trenerka zespołu i pilot). Wszyscy zginęli na miejscu. 41-letni gwiazdor NBA zostawił 37-letnią żonę z trójką pozostałych córek (17- i 3-letnią oraz 7-miesięczną).
Przyczyny śmierci Kobe Bryanta
Odpowiednie służby już od dnia tragedii pracują nad udzieleniem odpowiedzi na wszystkie pytania, związane z tym strasznym wydarzeniem. Wiemy już, jaka była bezpośrednia przyczyna wypadku - helikopter leciał w gęstej mgle, pilot źle ocenił ukształtowanie terenu i rozwinął zbyt dużą prędkość, a w maszynie brakowało systemu ostrzegania o zbliżającym się terenie. W konsekwencji śmigłowiec rozbił się o wzgórze zaledwie kilka metrów pod jego szczytem.
Równolegle do osób badających przyczyny samego wypadku, pracowali histopatolodzy, którzy starali się ustalić bezpośrednie powody śmierci poszczególnych ofiar. Okazuje się, że wszyscy zmarli w ten sam sposób.
Jak pokazywały poruszające zdjęcia, zrobione tuż po tragedii, helikopter w wyniku zderzenia z ziemią zmienił się w wielką kulę ognia. Ten fakt pozwolił podejrzewać, że Kobe Bryant, Gianna i pozostałe ofiary, nawet gdyby przeżyły zderzenie z ziemią, spłonęłyby żywcem.
Wnioski koronera są jednak inne. Wszyscy obecni w helikopterze zmarli dokładnie w ten sam sposób - przez "tępy uraz". To oznacza, że śmierć spowodowało samo uderzenie śmigłowca o ziemię. Śledczy poinformowali media także o tym, że zgon we wszystkich dziewięciu przypadkach nastąpił nagle i był wynikiem wypadku.