Caroline Derpienski u Żurnalisty. Traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa modelki
Caroline Derpienski jest obecnie jedną z najbardziej kontrowersyjnych gwiazd polskiego show-biznesu. W podcaście u Żurnalisty influencerka sama porównała się do Dody oraz przyznała, że jej obecność w mediach, a także słynny amerykański akcent, to w dużej mierze kreacja. Z tego względu wiele osób może nie brać na poważnie opowieści Derpienski. Te jednak potrafią szokować. W rozmowie ze słynnym podcasterem zostało poruszonych wiele wątków dotyczących życia prywatnego oraz zawodowego mieszkającej w Stanach Zjednoczonych Caroline. Zdaje się, że influencerka była szczera jak nigdy wcześniej. 24-latka otworzyła się zwłaszcza na temat swojej mamy, która przeszła depresję poporodową. Choroba spowodowała, że jej relacje z córką były i są bardzo trudne:
Ja nie miałam czasu, żeby zbudować emocjonalną więź z moją mamą. Nawet nie wiem, czy kocham swoją mamę, ponieważ ona nawet nie pozwoliła mi się tak szczerze dotknąć. Dotyk to było tylko bicie — wyznała Derpienski, którą przez większość dziecistwa opiekowała się żarliwie wierząca babcia.
Caroline opowiedziała również, że jako nastolatka miała zaburzenia odżywiania, które doprowadziły ją do niebezpiecznej sytuacji. Influencerce zdarzyło się zemdleć z głodu, kiedy robiła z mamą zakupy w butiku. Według słów celebrytki jej problemy z jedzeniem wiązały się z oczekiwaniami rodzicielki:
Starałam się nie jeść, żeby jej zaimponować. Miałyśmy ulubiony outlet, gdzie wszystko było po 10 zł i pewnego razu, kiedy nie jadłam 4 dni, żeby jej zaimponować, gdzie ona wiedziała, że ja nic nie jem i kibicowała mi w tym, poszłyśmy do tego outletu. Kiedy ona nabierała masę tych rzeczy i ja już miałam dosyć, w pewnym momencie poczułam, że nadchodzi rozwolnienie. (...) Wybiegłam dosłownie parę kroków z tego butiku i walnęłam głową o ziemię. Straciłam przytomność" — wspominała.
Polecany artykuł:
Derpienski o kupowaniu okładek. "Tak, potwierdzam".
W trakcie wywiadu Caroline była pytana także o sprawy zawodowe. Derpienski przyznała, że jej kariera w Polsce to był w dużej mierze wynik przypadku, który postanowiła wykorzystać. Zapytana przez prowadzącego o kupowanie obserwatorów unikała tematu, ale jednocześnie zasugerowała, że robi tak większość polskich i zagranicznych celebrytów. Znacznie bardziej wylewna okazała się, kiedy Żurnalista poruszył temat okładek. W tym przypadku 24-latka nie gryzła się język i podała konkretne kwoty, za jaką można stać się twarzą prestiżowego magazynu:
Jeśli chodzi o okładki, to tak - potwierdzam (dop. red. - kupiłam je), ale nie wszystkie i jeszcze zamierzam kupić sobie "Vogue'a". Jest bardzo dużo okładek po 5 tys., 15 tys., 25 tys., 50 tys. euro. Wystarczy znaleźć pierwszą lepszą agentkę PR. W Stanach Zjednoczonych, co drugi fotograf oferuje klientom pakiety: sesja zdjęciowa i okładka za jakąś tam kwotę - opowiedziała o procederze celebrytka, przyznając, że zrobiła to dla podbicia własnego ego.