Kate Winslet uchodzi dziś (w pełni zasłużenie) za jedną z najlepszych aktorek w Hollywood. Ma na koncie siedem nominacji do Oscara, z czego jedną, za "Lektora", przekuła w statuetkę. Zagrała też w szeregu cenionych filmów i seriali, na czele z "Titanikiem", który wywindował ją do roli gwiazdy i… uczynił ofiarą paparazzi oraz widzów o bardzo skrajnych poglądach w temacie "jedynego słusznego kanonu piękna".
Kate Winslet wspomina hejt po premierze "Titanica"
Gdy Kate Winslet dostała rolę Rose DeWitt Bukater miała zaledwie 22-lata i dopiero stawiała pierwsze kroki w branży filmowej. Miała też bardzo kobiecą sylwetkę, a tak się akurat złożyło, że panowała wówczas moda na wychudzone modelki pokroju Kate Moss. Nie uszło to uwadze widzów i dziennikarzy, którzy na każdym kroku krytykowali, a raczej bodyshamingowali, młodziutką aktorkę wyzywając ją od grubasek – pojawiały się nawet komentarze (zresztą i dziś na TikToku można takowe znaleźć), że "gdyby Rose nie była taka gruba, to Jack zmieściłby się na tym kawałku drewna i przeżył".
Winslet wróciła myślami do tych traumatycznych czasów goszcząc niedawno w programie 60 minutes. Pokazano w nim bowiem klip z eventu branżowego, na którym Winslet świętowała sukces "Titanica" u boku Leonardo DiCaprio. Komentatorzy zamiast o filmie, woleli mówić jednak o sukience aktorki twierdząc, że nadto odsłania jej krągłości.
To było absolutnie przerażające. Jakim trzeba być człowiekiem, by powiedzieć coś takiego o początkującej aktorce? – skomentowała oburzona Kate Winslet.
Następnie aktorka przyznała, że skonfrontowała się z kilkoma dziennikarzami, którzy mieli tak wiele do powiedzenia na temat jej figury.
Z niektórymi stanęłam twarzą w twarz i powiedziałam im: "Mam nadzieję, że cię to prześladuje". To był wspaniały moment, ponieważ nie zrobiłam tego tylko dla siebie, ale także wszystkich, którzy doświadczyli tego rodzaju nękania. To było okropne, naprawdę straszne.
Jeśli jednak myślicie, że przez ostatnich trzydzieści lat sytuacja nieco się poprawiła, musimy was rozczarować. Kate Winslet wyznała bowiem, że na planie filmu "Lee. Na własne oczy", który debiutował w tym roku, proszono ją, by siadała prosto, tak, by nie widać było fałdek na jej brzuchu. Sęk w tym, że Kate nie ma już 22 lat i zdążyła wyrobić sobie grubą skórę, więc zwyczajnie odmówiła twierdząc, że jest dumna ze swoich niedoskonałości. Przy okazji zwróciła uwagę na podwójne standardy w Hollywood.
Ludzie mówią: "O, byłaś taka odważne w tej roli, bo nie nosiłaś makijażu i widać było twoje zmarszczki". A czy mężczyzną mówimy, że byli odważni, bo zapuścili brodę? Nie. To się nazywa granie swojej roli i nie ma nic wspólnego z odwagą – skwitowała.