Ministerstwo Niebezpiecznych Drani: recenzja. Oceniamy najnowszy film Guya Ritchiego

i

Autor: Amazon Prime Video "Ministerstwo Niebezpiecznych Drani": recenzja. Oceniamy najnowszy film Guya Ritchiego

Oceniamy

To miała być odpowiedź na “Bękarty wojny” Tarantino. Co poszło nie tak?

“Ministerstwo Niebezpiecznych Drani” to najnowszy film Guya Ritchiego, czyli twórcy takich hitów jak “Przekręt” i “Dżentelmeni”. Produkcja z Henrym Cavillem w roli głównej zasiliła niedawno ofertę serwisu Amazon Prime Video, ale czy warto poświęcić jej dwie godziny życia? No niekoniecznie…

Dla wielu Guy Ritchie to sprawdzona marka i człowiek, którego kolejne dzieła można brać w ciemno. Jednak nietrudno oprzeć się wrażeniu, że filmowiec przechodzi ostatnio lekki kryzys, bowiem jego ostatnie dokonania – “Gra fortuny” i serialowi “Dżentelmeni” – trudno nazwać w pełni udanymi. A jeszcze gorzej wypada hucznie zapowiadane “Ministerstwo Niebezpiecznych Drani”.

“Ministerstwo Niebezpiecznych Drani” – recenzja. Oceniamy najnowszy film Guya Ritchiego

Zwiastun “Ministerstwa Niebezpiecznych Drani” zapowiadał szaloną i pełną akcji szpiegowsko-wojenną komedię, przywodzącą na myśl słynne “Bękarty wojny” Quentina Tarantino. Na papierze film miał wszystko, by stać się hitem – doborową obsadę z Henrym Cavillem na czele, Guya Ritchiego u sterów i ciekawą historię do opowiedzenia. Ostatecznie okazało się, że najbardziej spisali się montażyści, którzy w kilkuminutowej zapowiedzi upchnęli wszystko to, co sugerowało ostrą jazdę bez trzymanki, i w efekcie zamydlili nam oczy.

To najdłuższe filmy na świecie! Obejrzysz je wszystkie? | To Się Kręci

Akcja filmu przenosi nas do czasów II Wojny Światowej, kiedy to Winston Churchill, zmęczony niepowodzeniami brytyjskiej armii, rozkazał powołać do życia jednostkę specjalną, w skład której weszli jegomoście nader pomysłowi, skuteczni i nie mający w sobie nic z dżentelmenów. Rzeczonych gagatów zagrali wspominany Cavill, Alex Pettyfer, Henry Golding, Hero Fiennes-Tiffin i gwiazdor “Reachera”, Alan Ritchson. Na ekranie towarzyszą im zaś m.in. Eiza González i Freddie Fox. Zatem, co mogło się nie udać? Otóż wiele rzeczy.

Po pierwsze, choć na ekranie dzieje się dużo, “Ministerstwo Niebezpiecznych Drani” to dwie godziny… nudy. Scenarzystów było aż czterech, w tym sam Ritchie, a jakoś żaden z nich nie potrafił napisać tej historii tak, by była ona w jakikolwiek sposób angażująca. Postacie są papierowymi wydmuszkami. Znamy o nich wyłącznie suche fakty, dotyczące głównie ich niemal nadludzkich umiejętności, zaś osobowości, o głębi nie wspominając, nie mają już za grosz. Ekspozycja działa wyłącznie na poziomie fabuły, co byśmy wiedzieli, o co tu w ogóle chodzi, ale nikt nie pozwala nam na chwilę oddechu i poznanie postaci, których los powinien nas obchodzić. Efekt? Nie obchodzi nas wcale.

Henry Cavill szarżuje i bawi się swoją postacią, ale sam filmu nie udźwignie. Reszta głównej obsady gra, jakby wiedziała o swoich bohaterach tyle, co my. Czyli niewiele. Zadziwiająco dobrze wypada jednak Eiza González, która w “Problemie Trzech Ciał” była sztywna i wręcz karykaturalnie nieprzekonująca, tu zaś czuje swoją bohaterkę i kreuje, po Cavillu, najbardziej przekonującą postać. Boli zaś niewykorzystanie potencjału Freddiego Foxa, który przecież w serialowych “Dżentelmenach” i “Rodzie smoka” pokazał, że ograniczony czas ekranowy mu niestraszny, bo z dobrze napisanej postaci potrafi wycisnąć 300% i wyraźnie zaznaczyć swą obecność. Kluczem jest tu jednak “dobrze napisana postać”, czego w “Ministerstwie Niebezpiecznych Drani” zwyczajne zabrakło.

Kolejną bolączką “Ministerstwia Niebezpiecznych Drani” jest fakt, iż próbuje być cool na siłę, co kończy się niezręcznymi scenami, które wiemy, że z założenia miały być zabawne, a nie są. Żarty są w dużej mierze suche i wywołują tzw. second-hand embarrassment, a sceny akcji stylizowane są sposób pretensjonalny i ociekający wymuszoną “fajnością” (choć zdarzają się udane momenty).

“Ministerstwo Niebezpiecznych Drani” – czy warto obejrzeć film?

Reasumując, z bólem serca obwieszczam, że “Ministerstwo Niebezpiecznych Drani” to film nieudany, który nie jest wart dwóch godzin waszego życia. Już lepiej ponownie odpalcie sobie “Bękarty wojny” Tarantino, albo filmowych “Dżentelmenów”, co by sobie przypomnieć, że kiedyś Guy Ritchie potrafił być naprawdę cool.

Ocena: 4/10 (za reżyserię i Cavilla).

SPRAWDŹ TEŻ: “Deadpool & Wolverine” nie zbawi Marvela. Oceniamy bez spoilerów

Uważasz się za fana Quentina Tarantino? Sprawdź, jak dobrze znasz jego filmy

Pytanie 1 z 7
Czy Quentin Tarantino zdobył kiedykolwiek Oscara?

Najlepsze filmy Quentina Tarantino. Ranking wg. ocen widzów i krytyków

Listen on Spreaker.