Ceniony pierwowzór literacki, piętrzące się intrygi, konflikty rodzinne, walka o władzę, mnogość wątków i bohaterów, rozmach realizacyjny i czołówka, która przekracza granicę inspiracji – “Those About To Die” to serial, który na papierze miał wszystko, by stać się drugą “Grą o tron” (choć wzmianka o czołówce odnosi się akurat do “Rodu smoka”). Ale czy się udało? No cóż… nie do końca.
“Those About To Die” – recenzja
Fabuła nakreśla nam losy bohaterów ze wszystkich warstw społecznych – od rodziny cesarza i patrycjuszy po niewolników i gladiatorów. Mamy więc Wespazjana (cudowny jak zawsze Anthony Hopkins) i jego dwóch skrajnie różnych synów, Tytusa i Domicjana; wpływowych ludzi, którzy knują, by być jeszcze bardziej wpływowi; rodzinę usiłującą wyrwać się z niewoli; jeźdźca-celebrytę przypominającego rzymskiego Jamesa Hunta; i wreszcie Tenaxa – plebejskiego biznesmena i króla bukmacherów (w tej roli absolutnie fenomenalny Iwan Rheon, którego z pewnością znacie jako Ramsaya Boltona z “Gry o tron”).
Dzieje się dużo i w przeciwieństwie do nowych sezonów “The Bear” i “Rodu smoka” nikt tu na nudę narzekał nie będzie. Akcja jest wartka, narracja spójna, a twórcy umiejętnie lawirują w gąszczu wątków i postaci. “Those About To Die” nie można też odmówić rozmachu, bo widać go na każdym kroku, aczkolwiek green screen i słabe CGI często dają po oczach. I o ile serial miał zadatki na kolejne wiekopomne widowisko, na każdą zaletę przypada tu przynajmniej jedna wada.
“Those About To Die” to serial nierówny pod niemal każdym względem
Zacznijmy od aktorstwa, które z jednej strony potrafi zachwycić – prym wiodą tu wspominany Iwan Rheon i wcielający się w Domicjana Jojo Macari – z drugiej zaś wytrącić z rytmu swą sztucznością, przywodzącą na myśl występy w szkolnych jasełkach (ten problem dotyczy przede wszystkim drugiego i trzeciego planu).
Podobnie sytuacja wygląda na poziomie budowania postaci. Tenax i Domicjan to bohaterowie, których aż chce się oglądać, zwłaszcza w duecie, szczególnie, że styl gry Macariego do złudzenia przypomina Alfiego Allena (niegdysiejszy Theon Greyjoy), co wywoła mimowolny uśmiech na twarzy każdego miłośnika “Gry o tron”. Ich intrygi, sukcesy i porażki, oraz wyraziste osobowości przykuwają nas do ekranu i sprawiają, że z chęcią i niecierpliwością odpalamy kolejny odcinek. Szkoda tylko, że ekran przyszło im dzielić z papierowymi postaciami pokroju Tytusa (absolutnie zmarnowany potencjał Toma Hughesa) i Cali (Sara Martins), które mają tyle głębi, co kałuża po letnim deszczu.
Zawodzi też scenariusz, który jest generyczny i pozbawiony polotu, choć zdarzają się dialogowe perełki. Sceny wyścigów są satysfakcjonujące, lecz walki gladiatorów wręcz przeciwnie. Stężenie patosu przekracza chwilami dozwoloną normę, a liczne głupoty fabularne i irracjonalne zachowania bohaterów sprawiają, że nie sposób traktować tej produkcji poważnie.
“Those About To Die” – czy warto obejrzeć serial?
Reasumując, “Those About To Die” to serial z gatunku “not great, not terrible”. Do zbyt wielu aspektów można i należy się przyczepić, by móc nazwać go udanym. Spełnia jednak jedną ze swoich podstawowych funkcji, bo choć nie jest i raczej nigdy nie będzie drugą “Grą o tron”, wciąga jak diabli i dostarcza odpowiedniej dozy rozrywki. Nie polecę go zatem z czystym sumieniem, ale obwieszczam, że nie jest stratą czasu i śmiało możecie po niego sięgnąć, tylko nie spodziewajcie się bóg wie czego (miałam napisać, że fajerwerków, ale połowę sezonu wyreżyserował król kina katastroficznego, Roland Emmerich, a występ gościnny zalicza Wezuwiusz, więc sami wiecie…).
SPRAWDŹ TEŻ: 5 seriali, które warto nadrobić tego lata