O „The Room” słyszał chyba każdy. Najgorszy film świata, twór tak zły, że aż dobry, 1/10 z serduszkiem itp. itd. Dzieło życia pochodzącego z Polski Tommy’ego Wiseau przeszło do legendy i stało się niedoścignionym wzorem entuzjastów kina klasy Z. Nic zatem dziwnego, że ktoś wreszcie wpadł na pomysł, by zaserwować nam własną interpretację opowieści o dobrodusznym bankierze, którego spotyka rozdzierająca serce zdrada, zwłaszcza, że tego lata „The Room” skończy okrągłe 20 lat.
„The Room” jako popkulturowy fenomen
27 czerwca 2003 roku wspomniany Tommy Wiseau, do spółki z przyjacielem i ekranowym partnerem Gregiem Sestero, powołali do życia film zrodzony z czystej miłości do kina, połączonej z absolutnym brakiem talentu i wyczucia. „The Room” to koszmarek, który kosztował aż 6 milionów dolarów (po dziś dzień pozostaje zagadką, skąd Wiseau wziął fundusze na realizację swojego przedsięwzięcia), ale choć zmiażdżono go na poziomie artystycznym, doceniono za wyjątkowość realizacyjną.
Sestero wydał zresztą książkę nakreślającą nam kulisy powstawania „The Room”, a kilka lat temu niesławny dziś James Franco podjął się jej adaptacji, czego owocem był szeroko chwalony i nominowany do prestiżowych nagród „The Disaster Artist”.
Polecany artykuł:
„The Room” powraca – Bob Odenkirk zastąpi Tommy’ego Wiseau
Ku zaskoczeniu fanów, jak i – jeśli wierzyć portalowi Variety – samego Wiseau, ogłoszono, że trwają obecnie prace nad remakiem „The Room”, w którym zobaczymy znanego z roli Saula Goodmana, Boba Odenkirka. Odświeżona wersja tego zacnego dzieła powstaje nie bez powodu – cały dochód zostanie bowiem przekazany na cele charytatywne (beneficjentem będzie organizacja The Foundation for AIDS Research, w skrócie amfAR).
W sieci ukazały się już pierwsze zdjęcia z planu, okraszone zapewnieniem, że produkcja powstaje niemal w całości na green screenie, w zgodzie z wizją twórcy oryginału.