Recenzja

“The Bear” rzeczywiście zawodzi? Oceniamy 3. sezon

“The Bear”, okrzyknięty jednym z najlepszych seriali ostatnich lat, wreszcie powrócił z trzecim sezonem. Podobnie jak w przypadku poprzedników, nowa seria dotarła do nas z lekkim opóźnieniem i zagraniczni krytycy zdążyli już podzielić się swoimi opiniami, którym daleko było do zachwytów. Czy rzeczywiście mamy tu do czynienia ze spadkiem formy?

Gdy przed dwoma laty świat ujrzał “Miśka”, zarówno widzowie, jak i krytycy oszaleli na jego punkcie. Okrągłe 100% na Rotten Tomatoes, zachwyty w recenzjach i zbiorowa ekscytacja w social mediach – kolejne odsłony miały doprawdy wysoko zawieszoną poprzeczkę. Druga z nich sprostała zadaniu i kontynuowała dobrą passę. Ale czy nawet najbardziej wykwintne danie może nam się przejeść? Niestety okazuje się, że tak.

“The Bear”, sezon 3 – recenzja. Oceniamy nowe odcinki

Akcja trzeciego sezonu rusza niemal w tym samym miejscu, w którym zakończył się poprzedni. Carmy narobił bigosu, ale nie w garnku, tylko własnym życiu, i teraz zabiera się do naprawiania szkód. Sęk w tym, że robi to w typowym dla siebie stylu, mieszając syndrom wyparcia, frustrację, zbyt wysokie oczekiwania i perfekcjonizm graniczący z obłędem. Emocje sięgają zenitu, a z liczby rzucanych bluzgów można śmiało zrobić drinking game i paść już przy jednym odcinku. I… to by było na tyle.

Podstawowy problem trzeciego sezonu “The Bear” polega na tym, że nie oferuje on nam absolutnie nic nowego. Pierwszy odcinek otwiera sekwencja retrospekcji, piękna i długa jak reklama Apartu, i niestety równie angażująca, a następnie otrzymujemy wyrzut emocji i potężny ziew. Bohaterowie snują się po ekranie, tudzież biegają po restauracji, wrzeszczą na siebie i kombinują jak ciąć narastające koszta, a fabuła stoi w miejscu. Większość wydarzeń z tego sezonu można streścić w jednym, maksymalnie dwóch odcinkach, a zamiast tego otrzymujemy rozwleczoną narrację, przy której drugi sezon “Rodu smoka” jawi się niczym akcyjniak pierwszej wody.  

Aktorzy, którzy PRAWIE ZGINĘLI na planie | To Się Kręci

Nie zrozumcie mnie jednak źle – trzeci “Misiek” to wciąż “Misiek” i jeden z lepszych seriali, jakie ostatnio powstały. Z czworga gigantów debiutujących na przełomie czerwca i lipca (“The Boys”, “Akolita”, “Ród smoka” i “The Bear”) to właśnie on wypada najlepiej, ale po prostu gorzej od swoich poprzedników. Gdy stawkę ustawia się tak wysoko, trzeba mieć dobry plan i jeszcze lepszy scenariusz, by sprostać oczekiwaniom. “Sukcesja” wyszła z tego swojego czasu obronną ręką, “Misiek” zaś zaczyna się słaniać i srogo przynudzać, serwując w kółko te same dania, które choć smaczne, mocno nam już spowszedniały.

“The Bear” – czy 3. sezon rzeczywiście zawodzi?

Na pochwałę zasługuje strona techniczna, która wciąż stoi na piekielnie wysokim poziomie. Zdjęcia, montaż i muzyka to crème de la crème współczesnych seriali, a i pod względem aktorstwa znów nie ma się do czego przyczepić. Jeremy Allen White dwoi się i troi, by wykrzesać ze swojego bohatera coś, czego jeszcze nie widzieliśmy, a Ebon Moss-Bachrach dociska pedał gazu i szarżuje w roli Richiego. Godnym odnotowania występem jest również Liza Colón-Zayas jako Tina Marrero, która otrzymuje tu własny odcinek i pokazuje prawdziwy kunszt dramatyczny – jej rozmowa z Mikeyem to jedna z najlepszych scen sezonu.

Reasumując, trzeci sezon “The Bear” to paradoksalnie najspokojniejsza z dotychczasowych odsłon i zwyczajnie najsłabsza. Ale podkreślam, że jest to najsłabszy sezon jednego z najlepszych współczesnych seriali, zatem poziom wciąż jest wysoki. Bawiąc się w cyferki, nowe odcinki oceniam na mocne 7/10 i liczę, że następnym razem scenarzyści będą mieli nam coś ciekawszego – i przede wszystkim nowego – do powiedzenia.

SPRAWDŹ TEŻ: “The Bear” powróci z 4. sezonem? Oto, co wiemy o przyszłości serialu

Jak dobrze znasz najpopularniejsze seriale ostatnich lat? Quiz dla prawdziwych serialomaniaków!

Pytanie 1 z 10
"Dom z papieru": kto był pomysłodawcą skoku na Bank Hiszpanii?