Horrory gore i inne produkcje, które naruszają naszą strefę komfortu prezentowaniem skrajnego okrucieństwa we wszelkich możliwych formach, od lat niezmiennie przyciągają przed ekrany rzesze widzów. Niezależnie od tego, czy mówimy tu o ambitnych dziełach pokroju "Funny Games", czy bezmyślnej sieczce na "Drodze bez powrotu" - brutalne kino zawsze jest w cenie. Nic zatem dziwnego, że gdy media obiegły doniesienia o omdleniach i licznych przypadkach wymiotów podczas pierwszych seansów "Terrifiera 2", kasowy sukces Damien Leone miał w kieszeni (film już przekroczył granicę 10 milionów dolarów przychodu w samych Stanach Zjednoczonych, przy budżecie w wysokości 250 tysięcy). Przy takiej promocji nie trzeba mnie było długo namawiać i postanowiłam sprawdzić, czy oto narodził się slasher doskonały, przy którym "Srpski film" jest jedynie zabawą w piaskownicy, czy też kolejna odsłona morderczych przygód klauna Arta to tylko wiele szumu o nic.
Nie taki "Terrifier 2" wstrętny, jak go malują…
Akcja sequela (z wyjątkiem sceny otwierającej) rozgrywa się rok po wydarzeniach z poprzednika, kiedy to pewna nastolatka i jej młodszy brat szykują się do obchodów święta duchów. Część mieszkańców miasteczka drży ze strachu przed powrotem morderczego klauna, inni zaś przejawiają niepokojącą wręcz fascynację zamaskowanym potworem, który nie tak dawno siał terror pozbawiając życia sześć niewinnych osób. Rozmowa rzeczonego rodzeństwa, w której pada zdanie, iż nikt nie przebiera się przecież na Halloween za Charlesa Mansona, czy Jeffreya Dahmera, wydaje się wyjątkowo "zabawna" i na czasie w kontekście internetowych trendów, które pojawiły się po niedawnej premierze "Potwora". Damien Leone nie bawi się jednak w moralizatorkę i próby zgłębienia społecznego zainteresowania mordercami, w końcu nie po takie kino tu przyszliśmy. Zamiast tego, dość niespiesznie, wprowadza nas w istny festiwal makabry i groteski, który zadowoli każdego miłośnika slasherów. Gdy Art wkracza wreszcie do akcji, krew leje się strumieniami, a sposób, w jaki reżyser bawi się prawidłami gatunku i możliwościami, jakie daje kategoria wiekowa R, z pewnością zapewni mu miejsce w panteonie czołowych następców Wesa Cravena i spółki. Sceny tortur i mordów są bowiem (choć zabrzmieć to może nieco obscenicznie) wyborne i pomysłowe, a także, w pełni zamierzenie, szalenie zabawne. W tym szaleństwie jest metoda, a klaun Art to godny następca Pennywise'a, który jeśli jeszcze nie stał się ikoną współczesnego slashera, to z pewnością szybko osiągnie ten status.
Warto przy tym nadmienić, że "Terrifier 2" zarówno jako horror, jak i dzieło filmowe, stoi o kilka poziomów wyżej od swojego poprzednika. Owszem, fabuła jest pretekstowa, a gra aktorska nie wykracza poza ramy kina klasy B, ale nie mamy tu już do czynienia ze zbitkiem bardziej, lub mniej udanych sekwencji makabry, a całkiem zgrabnie poprowadzoną opowieścią. Całkiem, bowiem film jest nierówny i chwilami niemiłosiernie się dłuży (całość trwa niemal dwie i pół godziny), a końcowe starcie ciągnie się w nieskończoność, przez co szybko zaczyna zwyczajnie nużyć.
Kluczową kwestią pozostaje jednak to, czy film dorasta do swojej legendy i w tym miejscu z przykrością muszę przyznać, że największą bolączką "Terrifiera 2" jest właśnie bańka oczekiwań, która urosła już do niebotycznych rozmiarów i której przygody Arta, choćby najbardziej wymyślne, nie są w stanie sprostać. Mimo, iż mamy tu do czynienia z naprawdę przyzwoitym slasherem w ciekawym kampowym wydaniu, zszokuje on co najwyżej osoby, które dopiero zaczynają swoją przygodę z horrorem. Wszystkie sceny makabry trącą bowiem sztucznością i kiczem, co w ogólnym rozrachunku byłoby zaletą, gdyż doskonale wpisuje się w konwencję, ale nie ma szans wywołać takiego wrażenia, jak chociażby "Teksańska masakra piłą mechaniczną". Jeśli zatem, po całym tym medialnym szumie, spodziewaliście się drugiego "Srpskiego filmu", czy "Cannibal Holocaust", czeka was srogi zawód, bo pod tym względem "Terrifier 2" jest srogo przereklamowany. Jeśli jednak liczyliście na porządną porcję posoki i makabry w groteskowym wydaniu, powinniście być zadowoleni. Ocena: 6/10.
Polecany artykuł: