Spis treści
- Nie zwykły kryminał, a etno-kryminał
- Oryginalność oryginalnością, ale historia przede wszystkim
- Przy "Ślebodzie" przydadzą wam się napisy, bo twórcy postawili na realizm
- "Śleboda" wyznaczy nowy trend w kwestii realizmu i dbałości o szczegóły?
- O trzech takich, co poszli do klubu
- "Śleboda": czego dotyczy fabuła?
Nie zwykły kryminał, a etno-kryminał
"Śleboda" to pierwsza produkcja realizowana w Polsce na zamówienie serwisu SkyShowtime ("Warszawianka" była kupiona). Serial oparty został na pierwszej części popularnej serii etno-kryminałów autorstwa Małgorzaty Fugiel-Kuźmińskiej oraz Michała Kuźmińskiego. A czym jest etno-kryminał? Już tłumaczymy: w dużym skrócie jest to dzieło, które nie skupia się wyłącznie na próbie rozwikłania morderczej zagadki i schwytania sprawcy, ale też życiu i kulturze lokalnej społeczności. Miejsce akcji jest tu zatem kluczowe i staje się niemal pełnoprawnym bohaterem opowieści – w przypadku "Ślebody" jest to Podhale.
Zatem, czy z uwagi na swą specyfikę "Śleboda" wyraźnie wyróżnia się na tle innych polskich kryminałów i czy można stwierdzić, że takiego serialu jeszcze w naszym kraju nie było?
Mateusz Kmiecik, serialowy Hyrny: Czuć różnicę i przede wszystkim ją słychać. Jest to serial etno-kryminalny, którego akcja rozgrywa się w bardzo określonym środowisku, które jest środowiskiem gwarowym i zamkniętym, więc powiedziałbym, że zrobiliśmy bardzo kameralny serial. To jest pierwsza rzecz, która odróżnia go od całej reszty kryminałów.
Joanna Balasz, kreująca postać Kaśki Kalenicy, podziela ten pogląd i wymienia aspekty "Ślebody", które czynią ją wyjątkową.
Język, scenografia, góry i przede wszystkim kostiumy. Już w drugim odcinku widać, że ta ich kultura jest bardzo ważna i odpowiednio pokazana. Myślę, że to jest ładne. Dla osób, które mieszkają w dużych miastach to jest nowość. My na święta chodzimy ubrani elegancko, ale w swoje rzeczy kupione w sklepie. Tam jest ta kultura, wszystko jest dziergane, koszule są krochmalone, to wszystko jest zrobione na "tip-top". Dla nich jest to tak ważne, że oni mają specjalne przegródki w szafach na te ubrania. Traktują to trochę jak suknie do ślubu. To jest piękne w tej kulturze, że oni o niej nie zapominają i bardzo ją pielęgnują. Tak samo jest z językiem, który jest dla nich bardzo ważny.
Magdalena Lamparska (serialowa Daria), która nie kryła swej radości z faktu, iż wreszcie przyszło jej zagrać w kryminale, podkreśliła w naszej rozmowie, jak ważny jest w "Ślebodzie" ten aspekt kulturowy i historyczny.
Cieszę się, że coraz więcej produkcji powstaje w naszych polskich Tatrach i troszkę odchodzimy od traktowania tego miejsca w sposób stricte turystyczny, ale wchodzimy właśnie w taką lokalność, co też z perspektywy historycznej, która jest zawarta w książce, może być ciekawe. Cały wątek kryminalny, który toczy się "z przeszłości do dnia teraźniejszego", moim zdaniem dla wielu widzów może być ciekawostką, jeśli nie znają historii, która się tutaj wydarzyła.
Nie da się ukryć, że olbrzymią zaletą "Ślebody" jest wielowymiarowość snutej tu opowieści, która nie skupia się wyłącznie na motywie "kto zabił i dlaczego?", lecz co rusz odsłania przed nami kolejne warstwy.
Ten scenariusz jest wielowymiarowy, bo owszem, opowiada historię morderstwa, ale, gdy zaczynamy odkrywać karty, czy też bohaterowie zaczynają dochodzić do prawdy, to się nagle odkrywa kilka płaszczyzn. Mamy tutaj i echa okupacji niemieckiej oraz rzekomej współpracy niektórych bohaterów z okupantem, i tego, co z tego wynika po wojnie, z tej alienacji niektórych itd. Oczywiście to są preteksty, ale jakże ciekawe, dziejące się gdzieś obok tej zbrodni, którą nasi bohaterowie próbują rozwikłać. Także to, że to się dzieje jednak na Podhalu – to też jest malownicze i Podhale nie kojarzy nam się zazwyczaj z tego typu ciemnymi sprawami, no wyłączając to, że zwykle góry pochłaniają swoje ofiary, ale w innym sensie. Tutaj zaś mamy walkę, gdzie w tle są ogromne pieniądze – rzekł Tomasz Karolak, który w "Ślebodzie" gra Krzysztofa "Żura" Górzańskiego.
Oryginalność oryginalnością, ale historia przede wszystkim
Podczas wizyty na planie "Ślebody" udało nam się też zamienić kilka słów z reżyserami. Michał Gazda (tak, ten który nakręcił fenomenalną "Watahę" i równie zacnego "Znachora") podkreślił, że wyróżnienie się na tle konkurencji nigdy nie było dla nich priorytetem. To zawsze była historia, którą przyszło im opowiedzieć.
Staramy się, żeby się różnił, ale nie jest to naszym celem, bo tu nie chodzi o to, by się wyróżniać, a o to, by w szczery sposób opowiedzieć interesującą historię. Jakbyśmy się przy tej bulimicznej ilości seriali kryminalnych, jakie powstają, zaczęli zastanawiać [jak się wyróżnić – przyp. red.] to jest w takim myśleniu duże niebezpieczeństwo. Postanowiliśmy więc nie skupiać się na tym, czym będziemy się różnić, tylko na naszej historii, żeby opowiedzieć ją w jak najfajniejszy sposób. A o całej reszcie niech decydują widzowie.
Przy "Ślebodzie" przydadzą wam się napisy, bo twórcy postawili na realizm
Akcja "Ślebody" dzieje się na Podhalu, a twórcy podeszli do sprawy bardzo poważnie. W końcu nawet największe hollywoodzkie superprodukcje zbierały cięgi za odzieranie ich z realizmu, gdy przykładowo dwóch nazistów prowadziło ze sobą rozmowę piękną angielszczyzną. Tutaj nie ma o tym mowy, a aktorzy musieli nauczyć się mówić gwarą, co jest oczywiście kolejnym aspektem wyróżniającym serial SkyShowtime na tle innych produkcji.
Mateusz Kmiecik: Był w Polsce taki serial, na pewnej z platform, którego akcja działa się w górach i tam kompletnie nie mówili gwarą dlatego, że serial był obmyślony pod komercję i sprzedaż na za granicę. Uważam, że jest to ogromny minus, ponieważ jeżeli lokujesz serial w miejscu, w którym lokalsi mówią wyłącznie gwarą, która dla większości ludzi w tym kraju jest niezrozumiała, to rezygnujesz z głównej zalety, którą może mieć ten serial. My z tego nie zrezygnowaliśmy, wręcz przeciwnie – pielęgnowaliśmy to w każdej możliwej scenie. Uważam, że jest to ogromna zaleta tego serialu, a jeśli pójdzie on za granicę, to i tak zostanie przetłumaczony. A pewnie pójdzie, bo jest świetny.
Joanna Balasz podkreśliła, że nie było to dla nich łatwe zadanie, bo przecież o przesadę nietrudno, a wtedy cały wysiłek idzie na marne.
Jest to też trudne, żeby nie przegiąć. Jeśli aktor się powiedzmy zestresuje, a będzie chciał dużo nadgrać, to też może przesadzić. A tutaj wszyscy się super spisali, nie obśmiali tego języka, nie chcieli go zagrać – bo to czasem może po prostu źle wyglądać – tylko naprawdę w to weszli.
Przy okazji objaśniła nam, jak wyglądała praca na planie właśnie pod kątem gwary, którą posługiwali się aktorzy.
Mieliśmy naprawdę dużą opiekę językową. Ja miałam pana Staszka, Mateusz pana Jana, którzy byli z nami dzień i noc, bo zdjęcia były o różnych porach, i cały czas na słuchali i poprawiali. To czasem było śmieszne, bo scena była świetna, a pan Staszek rzucał "no nie, tam jest o, nie a" i cała scena kręcona przez 15 minut [leciała do kosza – przyp. red.], bo jest "o", a nie "a". […] Oczywiście na pewno zrobiliśmy masę błędów, co jest zrozumiałe, bo też pamiętajmy, że aktor tyle, co ma, to da. Zdarzają się wybitni aktorzy, którzy jadą na casting z podstawowym niemieckim i dostają główną rolę i uczą się później przez pół roku. Ale w pół roku nie będziesz nativem i my też nie jesteśmy w stanie być góralskimi nativami. Podeszliśmy do tego z dużą pokorą i radością, że możemy poznać tę kulturę i język, ale było to też dla nas trudne i nowe.
"Śleboda" wyznaczy nowy trend w kwestii realizmu i dbałości o szczegóły?
Zatem, czy możemy zakładać, że "Śleboda" przetrze szlaki i sprawi, że inni twórcy podejdą do swoich dzieł z równą wnikliwością? Zdaniem Mateusza Kmiecika to już się dzieje, bo wyraźnie widać, że profesjonalizm jest w cenie.
Wydaje mi się, że coraz więcej produkcji podchodzi [do podejmowanego tematu] z dbałością o szczegóły, cyzelowaniem wielu rzeczy i większym nakładem finansowym, bo widać po prostu, że jeżeli więcej włożysz w przygotowanie i to, by efekt był jak najbardziej zbliżony do oryginału, którego poszukujemy, to tym większa jest jakość tego serialu, a jakość przekłada się na indywidualnego odbiorcę, czyli widza.
O trzech takich, co poszli do klubu
A jak już jesteśmy przy temacie realizmu, Mateusz Kmiecik podzielił się z nami zabawną anegdotką z planu. Jego bohater, Hyrny, prowadzi klub ze striptizem (eufemistycznie rzecz ujmując), którego wygląd, a przynajmniej ten zewnętrzny, również stworzony został z dbałością o szczegóły. Nawet aż "za bardzo". Tak się bowiem składa, że wprowadził w błąd kilku turystów.
Wnętrze mojego klubu kręciliśmy w innym miejscu niż jego zewnętrzną część. Klub z zewnątrz kręciliśmy dosłownie 30 metrów od Krupówek i był tam oczywiście napis "Night Club". I trzech młodych turystów, nie Polaków, na spontanie weszło sobie do klubu i gdy kierownik planu ich zatrzymał mówiąc, że to nie jest prawdziwy night club, my tu tylko kręcimy, odpowiedzieli: "no dobrze, to sobie kręćcie, ale my chcemy do klubu". I dopiero jak wytłumaczył, że tam nie ma nic w środku, to rzucili: "ahaaa, to przepraszamy". Więc wyglądało to bardzo realistycznie [śmiech].
"Śleboda": czego dotyczy fabuła?
"Śleboda" opowiada historię Anki Serafin, młodej antropolożki z Krakowa (w tej roli Maria Dębska), która w poszukiwaniu siebie wyjeżdża w góry, a tymczasem przypadkowo odkrywa zwłoki. Anka szybko zostaje wplątana w rozwiązanie zagadki morderstwa, a jej losy nierozerwalnie splatają się z Bastianem Strzygoniem (Maciej Musiał), zuchwałym dziennikarzem szukającym sensacji, oraz Jędrkiem Chowańcem (Piotr Pacek), miejscowym policjantem, z którym mieli się ku sobie jako nastolatkowie.
W obsadzie znaleźli się również m.in. Andrzej Chyra, Helena Englert, Jan Englert, Mateusz Janicki, Leszek Lichota, Anna Nehrebecka, Józef Pawłowski oraz Andrzej Zieliński. Serial został zrealizowany w Polsce ze wsparciem finansowym na podstawie Ustawy o Finansowym Wspieraniu Produkcji Audiowizualnej, przyznanym przez Polski Instytut Sztuki Filmowej ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.