"Szybcy i wściekli" zjeżdżają już do mety. I chociaż seria ma swoich zwolenników, to trzeba przyznać, że każda następna odsłona radzi sobie coraz gorzej. Wystarczy spojrzeć na dziesiątą część "FAST X", która po pierwsze zebrała bardzo mieszane recenzje, a po drugie nie dowiozła finansowo. Oczywiście, film kosztował 340 mln dolarów, a zarobił 714 mln dolarów, więc się zwrócił. Porównując jednak ten wynik z poprzednimi odsłonami to nie jest już tak kolorowo. W tej kwestii lepiej poradził sobie nawet spin-off "Hobbs i Shaw". Teraz przed nami wielki finał, o którym mówiło się, że będzie nawet trylogią, a całość zostanie nakręcona z rozmachem. Niestety twórcy będą musieli inaczej podejść do budżetu i zoptymalizować koszty.
"Szybcy i wściekli 11" wrócą do korzeni?
Jeff Sneider, opierając się na swoich źródłach, donosi, że finałowa odsłona "Szybkich i wściekłych" będzie miała znacznie mniejszy budżet. Przypomnijmy, że poprzednia kosztowała 340 mln dolarów, a na 11. część filmu studio chce przeznaczyć maksymalnie 200 mln dolarów. Mówi się, że to i tak już ta górna granica. I pewnie, to ciągle spora suma, i ile świetnych produkcji powstało za o wiele niższe kwoty! Dla twórców to jednak cios, bo będą musieli zrezygnować z wielu udogodnień i zapewne nazwisk w obsadzie. Z tego względu, ostatni film z serii ma być trochę powrotem do "Szybkich i wściekłych" z 2001 roku i przedstawić tylko jeden skok lub jeden wyścig. Jeżeli faktycznie tak będzie, to możemy zapomnieć o kosmicznych podbojach i międzynarodowych wycieczkach. A może mniej efektów specjalnych i celebrytów na ekranie sprawi, że dostaniemy lepszą fabułę? W końcu jak schodzić ze sceny, to najlepiej tak, żeby nas dobrze zapamiętano. Przekonamy się o tym w 2025 roku, bo właśnie wtedy Vin Diesel i spółka mają wjechać na wielkie ekrany.