“Reniferek” zadebiutował na Netflixie wiosną tego roku i podobnie jak niegdyś “Dom z papieru” i “Squid Game” okazał się czarnym koniem serialowego rynku. Produkcja wpadła do oferty streamera niepostrzeżenie, bez niemal żadnej promocji, a następnie – trochę pocztą pantoflową – zyskała wielką popularność.
Na obecną chwilę “Reniferek” jest bliski wbicia się do pierwszej dziesiątki najchętniej oglądanych seriali w historii Netflixa, a zainteresowanie nim nie spada. Ale skąd właściwie tyle szumu? Zdaniem Ted Sarandos to nie fabuła, czy wysoki poziom artystyczny stoją za tym fenomenem.
“Reniferek” zawdzięcza swój sukces algorytmowi?
W rozmowie z dziennikiem The New York Times szef Netflixa stwierdził, że “Reniferek” nabrał wiatru w żagle, gdy docenili do Brytyjczycy, a ich zainteresowanie podłapał algorytm platformy i później zrobił swoje, tj. zaczął podsuwać go użytkownikom z innych krajów.
Był taki czas, kiedy coś takiego jak “Reniferek” nie byłoby w ogóle oglądane w Stanach Zjednoczonych. […] Serial jest bardzo popularny w Wielkiej Brytanii i w taki sposób, w jaki robi to Netflix, zostaje podchwycony przez algorytm i zaczyna być coraz częściej prezentowany, ponieważ kiedy coś staje się tak popularne w jednym kraju, prawdopodobnie znajdzie się na to wielu odbiorców poza tym krajem. I tak stało się to ogromnym hitem na całym świecie. [za: Serialowa].
Ted Sarandos pokusił się nawet o stwierdzenie, że gdyby “Barbie” i “Oppenheimer” debiutowały na Netflixie, a nie w kinach, to efekt byłby ten sam i sukces równie wielki.
SPRAWDŹ TEŻ: Co obejrzeć w czerwcu na Netflixie? Wśród premier “Bridgertonowie”, “Łasuch” i polski “Spadek”